31 December, 2010

Próba sernikowa i noworoczne życzenia


No tak. Porwałam się jakby z motyką na słońce. Ale nie żałuję. To mój trzeci sernik, nie licząc tych na zimno. Z pieczonymi nie mam doświadczenia, pierwszy, kajmakowy, upiekłam dośc niedawno na podstawie przepisu Liski z White Plate. Wyszedł rewelacyjnie, pewnie za sprawą idealnie dobranych przez nią składników. Ale od jakiegoś czasu miałam ochotę na sernik kokosowy, z migdałowym smaczkiem (miłośnicy Rafaello wiedzą o czym mówię). Chciałam, żeby był podobny do tego kajmakowego, ale z wyraźną kokosową nutą. Troszkę pokombinowałam (nawet przekombinowałam, ale o tym cicho sza;)) trzymając się jednak pierwowzoru. Obok jajek, składnikiem "stężającym" miał byc jednak budyń, a nie mąka. Ale uparte i nieufne stworzenie, jaki jestem dodało jeszcze mąki. Niepotrzebnie, mój sernik był zbyt zwarty i utracił kremową konsystencję, o jaką mi chodziło. No trudno, człowiek uczy się na błędach. W smaku nie mam mu nic do zarzucenia, jest prze-pysz-ny! A na oryginalny kokosowy sernik czekam, byc może Liska taki zrobi, a ten z pewnością będzie idealny:) Póki co, dzielę się z Wami moim eksperymentem.


Kajmakowy sernik kokosowy
Składniki:

Spód:
  • 150 g kruchych ciastek kokosowych
  • 50 g wiórków kokosowych
  • 50 g masła
Masa:
  • 600 g sera zmielonego (użyłam sera Wieluń)
  • 3/4 puszki (300 g) kokosowej masy kajmakowej (Bakalland)
  • pół szklanki cukru pudru
  • 3 jaja
  • 40 g budyniu waniliowego (lub śmietankowego) lub 2 łyżi mąki ziemniaczanej
Polewa
  • 100 g kokosowej masy kajmakowej
  • 2 łyżki mleka
  • 50 g płatków migdałowych (uprażonych)
  • 50 g wiórków kokosowych
Spód tortownicy wykładamy papierem do pieczenie, boki smarujemy delikatnie masłem, ja dodatkowo wysypałam je mąką. Ciastka kruszymy lub miksujemy w malakserze. Mieszamy z wiórkami i masłem, powstałą masą wylepiamy spód tortownicy. Wkładamy ją do lodówki. W tym czasie przygotowujemy masę: Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C. Ser miksujemy z cukrem na gładką masę, dodajemy kokosowy kajmak. Żółtka jaj oddzielamy od białek, dodajemy do masy, miksujemy wszystko bardzo dokładnie z budyniem. Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli, delikatnie, ale dokładnie łączymy z masą. Wylewamy ją na spód i pieczemy sernik przez 50 minut. Studzimy sernik w wyłączonym piekarniku z uchylonymi drzwiczkami (mi mimo wszystko lekko opadł). W garnuszku podgrzewamy pozostałą masę kajmakową z mlekiem i dokładnie mieszamy, aż będzie gładka i lekko płynna. Równomiernie smarujemy nią wystudzony sernik. Wiórki kokosowe mieszamy z płatkami migdałowymi i posypujemy wierzch ciasta. Wstawiamy do lodówki na minimum godzinę. Smacznego:)


Kochani, w Nowym Roku 2011
życzę Wam wszystkiego co dobre, mnóstwa cudnych chwil, widoków, zapachów i oczywiście smaków. Życzę Wam, abyście starali się myślec pozytywnie niezależnie od sytuacji, otaczali się tym co piękne i kolekcjonowali piękne wspomnienia. Abyście trafiali tylko na dobre książki, filmy i dania. Aby Wasza kawa zawsze smakowała tak, jak chcecie i aby chleb był zawsze dobry i nigdy go nie brakło. Serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia w przyszłym roku;)

29 December, 2010

Bo nie ma już nic słodkiego...


Więc można zrobic placek. Prosty. Z jabłkami i orzechami. Takie placki to specjalnośc mojej babci. Piecze je w prodiżu i, nie wiedziec czemu wychodzą ciemniejsze, niż gdy piecze się je w piekarniku. Ten placek to smak mojego dzieciństwa, piekło się go bardzo często. Bo kiedy przyjdzie ochota na placek, taki jak ten robi się prosto. I wychodzi zawsze. Kojarzy mi się z jesienią, ale ze względu na orzechy utrzymuje się też w poświątecznym klimacie. Ale uprzedzam, do placka trzeba miec kompanów, bo nie można wcisnąc na raz więcej niż niewielki kawałek. Ciasto nie zawiera masła ani oleju, jest przez to zwarte i sycące, podobne do chleba.


Placek jabłkowy z orzechami
Składniki:
  • 6 jabłek
  • 1 szklanka łupanych orzechów włoskich
  • 3 jaja
  • 2 szklanki mąki pszennej
  • łyżeczka sody
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (dla zdecydowanych przeciwników niekoniecznie:)
  • 1 szklanka cukru (najlepiej drobnego, używam jasnego muscovado)
  • do posypania brązowy cukier zmielony na puder z cynamonem (używam gotowej mieszanki w młynku)
Jabłka obrac, pokroic w kostkę, wrzucic do dużej miski. Orzechy zmielic, dodac do jabłek, zasypac cukrem, wymieszac i odstawic na godzinę w chłodne miejsce, najlepiej do lodówki. Piekarnik rozgrzac do 180 st. C. Wyciągnąc jabłka, powinny puścic sok, jeśli nie puściły zamieszac i odstawic jeszcze na kilkanaście minut. Następnie wbic jajka, dodac przesianą mąkę wymieszaną z sodą i proszkiem. Wszystko bardzo dokładnie wymieszac drewnianą łyżką. Gotowe ciasto przełożyc do formy, najlepiej tortownicy, wysmarowanej masłem i wysypanej mąką lub jeśli ktoś woli bułką tartą (ja używam mąki krupczatki). Piec ok 45-50 minut. (Patyczek wbity w ciasto będzie lekko wilgotny z uwagi na jabłka, piszę o tym, bo na początku sama dopiekałam placek co chwilę przez kolejne 5 minut, aż stał się suchy i niejadalny). Wystudzony placek posypujemy brązowym cukrem pudrem wymieszanym z cynamonem. Ciasto najlepsze jednak jest na drugi dzień, staje się bardziej wilgotne. Smacznego!


28 December, 2010

Kolejne szybkie curry dla leniuchów


Czyli dla mnie. Jestem leniuchem. Lubię gotowac, ale są dni, kiedy obieranie, krojenie, długie gotowanie to ostatnie czynności na jakie mam ochotę. Wolę siedziec pod kocem z miską gorącej potrawki i patrzec na choinkę, póki nie pospadały z niej wszystkie igły.Popatrzec bezmyślnie na puste programy dla kobiet, które nie wiedzą jak sprzątac, albo w co się ubrac. Tak po prostu pomarnowac trochę czasu. Szkoda mi go dziś na stanie w kuchni. Szybkie curry z rybą to coś dla mnie.


Ekspresowe curry z rybą
Składniki:
  • ok 250-300 g filetów z ryby bez ości i skóry (np. dorsza, użyłam mrożonych)
  • 400 ml mleka kokosowego w puszce
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • kawałek imbiru odpowiadający wielkością ząbkowi czosnku
  • 2 większe pomidory umyte i pokrojone w dużą kostkę (mogą byc z puszki, o tej porze to nawet lepiej)
  • 2 łyżki czerwonej pasty curry
  • łyżka sosu sojowego (lub rybnego)
  • łyżka oleju roślinnego
  • po pół łyżeczki nasion kuminu i czarnuszki
  • pęczek świeżej kolendry 
  • świeżo wyciśnięty sok z limonki (może byc cytrynowy) 

    • szklanka brązowego ryżu naturalnego (może byc też biały jeśli chcemy, by było naprawdę szybko)
    • 2 łyżeczki kurkumy
    • łyżeczka czerwonej pasty curry
    • płaska łyżeczka soli
    Zaczynamy od wstawienia ryżu: wsypujemy do garnka zalewamy ok 3 szklankami wody (biały ryż wymaga mniej wody, brązowy gotuje się dłużej), dodajemy kurkumę, curry i sól, mieszamy i wstawiamy do gotowania, potrwa to ok 30 minut, w tym czasie przygotujemy curry:

    Rybę kroimy na kawałki, nie za małe, żeby się nie rozpadła podczas duszenia. Cebulę, czosnek i imbir obieramy, cebulę kroimy w piórka, czosnek i imbir drobno siekamy lub ścieramy na tarce. Na dużej patelni rozgrzewamy olej, wrzucamy kumin i czarnuszkę oraz imbir. Po chwili dodajemy pastę curry, mieszamy ją na patelni i dolewamy sos sojowy. W powstałym sosie przez 5 minut obsmażamy cebulę i czosnek. Zalewamy mlekiem kokosowym, chwilę dusimy po czym dodajemy pomidory i rybę, zostawiamy pod przykryciem na maksymalnie 5-6 minut. Gotowe curry podajemy z ryżem, posypujemy obficie kolendrą i skrapiamy sokiem z limonki.

    27 December, 2010

    Ale co z burakami...?


    No właśnie. Po wigilijnym barszczu zostało mi trochę buraków. Wczoraj była sałatka. A dziś...barszczyk. Ale inny, z jędrnymi warzywami. Zabielany. To mój ulubiony barszcz z czasów wegetariańskich. Mama mojego chłopaka dawała nam słoiki z gotową zupą, ja tylko ją zabielałam. Teraz robię ten barszcz sama. Nazywam go "aksamitnym", bo tak właśnie smakuje dzięki dodaniu masła i śmietanki. Osobiście buraków nigdy nie mam dośc. A jeśli lubicie je tak jak ja to gwarantuję, że polubicie też tę zupę. Chociażby za kolor:)


    Aksamitny barszcz, zabielany
    Składniki:
    • 2 średniej wielkości buraki (użyłam jednego dużego podłużnej odmiany)
    • 1 średniej wielkości marchew
    • 1 mała pietruszka
    • kawałek selera (niekoniecznie)
    • 2 niewielkie ziemniaki lub jeden większy
    • liśc laurowy oraz ziele angielskie (2 ziarenka)
    • 1/2 łyżeczki cukru
    • sól i świeżo mielony pieprz wedle uznania
    • 1-2 łyżki soku z cytryny
    • łyżka masła (płaska)
    • 5-6 łyżek śmietany 30%
    • świeży koperek, drobno posiekany
    Warzywa szorujemy, obieramy i kroimy na cienkie plastry (większe sztuki kroimy wcześniej na pół). Buraki umieszczamy w garnku z kawałkiem selera, zielem angielskim i laurowym listkiem, zalewamy chłodną wodą (ok 1,5 litra) i wstawiamy do gotowania. Od momentu zagotowania dodajemy sól, pieprz i cukier i gotujemy ok 10 minut, dodajemy marchew i pietruszkę, gotujemy ok 5 minut, po czym dodajemy ziemniaki (jeśli to odmiana jasna i twarda dodajemy je wcześniej, razem z marchewką i pietruszką, moje były miękkie i żółte, więc wystarczyła chwilka, by zmiękły). Gotujemy jeszcze ok. minut, sprawdzamy twardośc warzyw, powinny byc al dente, jeśli są za twarde gotujemy jeszcze chwilę. Zdejmujemy z ognia, chochelkę zupy odlewamy do miseczki. Do zupy w garnku dodajemy sok z cytryny oraz masło, mieszamy, aż się rozpuści. Do odlanej zupy dodajemy śmietankę, mieszamy i dolewamy do całości. Podajemy barszcz posypany świeżym koperkiem. Niektórzy lubią jeszcze jajko ugotowane na twardo, ale dzisiaj wybrałam wersję uboższą, bo po Świętach trzeba...zacisnąc pasa:) Smacznego!

    26 December, 2010

    w drugi dzień Świąt...babka


    Babkę, którą dzielę się z Wami dzisiaj, upiekłam przed Bożym Narodzeniem, żeby wprawic się w świąteczny nastrój. To prosty przepis z ostatniej "Kuchni". Smakuje świetnie, tego się z resztą można było spodziewac po połączeniu wanilii z kardamonem. Może warto zrobic ją po Świętach, by ich magia została w nas dłużej...? Ja w każdym razie będę do niej wracac, bo wpisana jest na listę moich ulubionych wypieków.


    Babka waniliowo-kardamonowa
    Składniki:
    • 3 szklanki mąki (moja ma poj.250 ml)
    • łyżeczka zmielonego kardamonu (płaska, kardamon ma bardzo mocny aromat, łatwo przesadzic i zdominuje smak ciasta)
    • łyżeczka proszku do pieczenia
    • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
    • 1/2 łyżeczki soli
    • 200 g miękkiego masła
    • 1,5 szklanki cukru (użyłam jednej szklanki)
    • 2 laski wanilii przekrojone wzdłuż
    • 4 duże jaja
    • 1 łyżka świeżo wyciśniętego soku z cytryny
    • 1 szklanka mleka (użyłam 3,2 %)
    Rozgrzewamy piekarnik do 170-180 st. C. Formę do babki porządnie smarujemy masłem i wysypujemy mąką (ja do tego używam zawsze krupczatki). Mąkę mieszamy proszkiem do pieczenia, sodą, solą i kardamonem. Mikserem ucieramy masło z cukrem, aż powstanie jasna i gładka masa. Dodajemy ziarenka z wanilii. Ucieramy, aż dokładnie połączy się z masą i następnie wbijamy po jednym jajku, ucierając każde ok 30 sekund. Wlewamy sok z cytryny, zmniejszamy obroty miksera do minimum, po czym dodajemy na przemian porcje mąki i mleka. Ucieramy, aż wszystkie składniki dokładnie się połączą. Napełniamy ciastem formę. Pieczemy ok 60 min. (patyczek wbity w ciasto powinien byc suchy), upieczone ciast studzimy w formie przez godzinę, następnie wyjmujemy z formy i studzimy jeszcze godzinę (ha, tego oczywiście nie przestrzegaliśmy, babka została pożarta w połowie jeszcze ciepła). Wystudzoną babkę posypujemy cukrem pudrem (polecam waniliowy:). Smacznego!

    25 December, 2010

    w pierwszy dzień Świąt...sernik


    W pierwszy dzień Świąt jest w końcu czas. By odpocząc. By zjeśc z rodziną śniadanie. By podumac. Popatrzec na sikorki za oknem. Nigdzie i z niczym się nie spieszyc. By spokojnie i bez presji zrobic obiad i nie martwic się o deser. Bo na deser został nam wczorajszy sernik. Pyszny sernik na piernikowym spodzie. Kolejny raz wg przepisu Liski z White Plate. Powoli dochodzę do wniosku, że jest sernikową fachmanką:) Na jej przepisach można polegac. Ten sernik to kwintesencja Świąt: spód z piernikową nutą i boska serowa masa pachnąca pomarańczami. A na wierzchu lekko kwaskowa jogurtowa polewa. Majstersztyk. I mimo, że nasze brzuchy były wczoraj pełne barszczu, pierogów i ryb, to sernikowi na deser nikt się nie oparł.


    Do sernika w podanych niżej proporcjach powinno się użyc tortownicy o średnicy max 20 cm, moja jak się okazało jest większa, więc boki były wyższe niż masa serowa. W smaku oczywiście nie było różnicy, zatem nic strasznego się nie stało, poza tym, że sernik wyszedł mi może mniej efektowny niż oryginał:)


    Świąteczny Sernik na podstawie przepisu Liski
    Składniki: 

    Spód:
    • 250 g ciasteczek typu digestive 
    • 100 g masła
    • 2 czubate łyżeczki przyprawy do piernika (ja użyłam znacznie więcej, ok 2 czubatych łyżek, mimo to aromat piernika nie zdominował ciasta)
    Masa serowa:
    • 500 g zmielonego twarogu (użyłam gotowego sera w wiaderku President)
    • 160 g cukru pudru
    • 4 jaja
    • 1 łyżka startej skórki pomarańczowej
    • 1/2 łyżeczki przyprawy do piernika
    • 1 czubata łyżka budyniu waniliowego (użyłam całej torebki, 40 g)
    • 1 cukier waniliowy (najlepiej z prawdziwą wanilią)
    Polewa:
    • 150 ml jogurtu naturalnego (użyłam greckiego, bo nie miałam innego:)
    • 1 łyżka startej skórki pomarańczowej
    • 1 łyżka cukru pudru
    • 1 łyżka świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego (z uwagi na gęstośc jogurtu dałam 2 łyżki)
    Tortownicę wykładamy folią aluminiową, boki smarujemy masłem. Ciasteczka miksujemy w malakserze, mieszamy z masłem i przyprawą do piernika, aż powstanie "ciasto", którym będziemy mogli wykleic spód i boki tortownicy. Wstawiamy ją do lodówki na pół godziny. Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C. Przygotowujemy masę: Ser ucieramy z cukrem pudrem na gładką masę, następnie dodajemy po jednym jajku (najlepiej każde miksowac z masą ok 30 sekund, by dokładnie się połączyły. Dodajemy skórkę pomarańczową, przyprawę do piernika, cukier waniliowy i budyń, dokładnie mieszamy. Wylewamy masę na schłodzony spód. Pieczemy 45-50 minut (ja piekłam 50, brzegi się nie rumieniły). Po upieczeniu zostawiamy sernik do wystygnięcia w piekarniku z uchylonymi drzwiczkami. Przygotowujemy polewę (dokładnie wymieszac wszystkie składniki) i wylewamy ją na wystudzony sernik, dopiekamy jeszcze 15 minut. Studzimy i wkładamy na kilka godzin do lodówki. Staramy się nie umrzec z powodu boskiego zapachu:) Smacznego!


    Ach, no i Wesołych Świąt! (czego nie pożyczyłam Wam wczoraj, ale szybko się poprawiam;)

    23 December, 2010

    lepiej późno niż wcale.brownies


    Oj, nie wyszło mi w tym roku świąteczne blogowanie. Nic to. Postanowiłam wrzucic wszystkie te ciasta i wypieki w czasie Świąt. Może komuś przydadzą się na przyszły rok:) Ja na przykład zrobiłam brownies, które rok temu w "kuchni" polecał Jamie Oliver. Brownies wiecznie młode. I jak zawsze dobre. Wiśniowo-kasztanowe. Nie mam dużego doświadczenia w robieniu brownies, ale wyszły takie, jak powinny. Wilgotne, mięciutkie w środku i baaardzo czekoladowe. Schowane w zamkniętym pudełku zostaną zjedzone w pierwszy dzień Świąt. Chociaż nie wiem czy dotrwają, bo kuszą, oj kuszą:) Do roboty!


    Kasztanowo-wiśniowe brownies wg J. Olivera
    Składniki:
    • 200 g gorzkiej czekolady dobrej jakości (w przepisie jest 70%, ja użyłam 90%)
    • 75 g posiekanych prażonych kasztanów jadalnych
    • 75 g suszonych wiśni (przyznaję bez bicia, nie miałam suszonych, użyłam kandyzowanych:)
    • 175 g masła
    • 100 g przesianej mąki pszennej
    • 300 g cukru (ja użyłam jednej niepełnej szklanki)
    • łyżeczka proszku do pieczenia
    • 75 g przesianego kakao
    • 4 duże jaja
    • cukier puder do posypania
    Piekarnik rozgrzewamy do 180 st.C. Czekoladę kruszymy i rozpuszczamy razem z masłem (w dużej misce, umieszczonej w garnku z gotującą się wodą - dno miski nie może dotykac wody). Mieszamy, by dokładnie się połączyły, po czym dodajemy kasztany i wiśnie. Zdejmujemy z ognia i studzimy. W osobnej misce mieszamy mąkę z proszkiem do pieczenia, kakao i cukrem. Tę mieszankę dodajemy do czekoladowej masy i mieszamy. Następnie dodajemy rozbełtane jaja i mieszamy aby wszystkie składniki się połączymy. Ciasto wylewamy na blachę wyłożoną pergaminem. Pieczemy 15-20 minut (patyk wbity w ciasto nie powinien byc całkiem suchy). Po wyciągnięciu studzimy pół godziny i kroimy na małe kwadraty (wychodzi ok 50 szt). Podajemy posypane cukrem pudrem.


    Jamie proponuje jako dodatek creme fraiche ze startą skórką pomarańczy. Zamknięte szczelnie w pojemniku brownies można trzymac przez 3 dni.

    22 December, 2010

    Zima na całego i rozgrzewająca zupa


    Pech chciał, że problemy z komputerem pojawiły się przed Świętami. Za przeproszeniem, zawalona jestem zdjęciami i przepisami, więc pojawiac się będą hurtowo:) Miałam zacząc od przepisów typowo świątecznych, ale śnieżne zaspy, które utrudniają mi spacery z wózkiem zmuszają do czynienia kojących zup. Zupa z soczewicy jest jedną z moich ulubionych. Dośc szybka w wykonaniu i naprawdę smaczna. A przede wszystkim rozgrzewająca. W sam raz na mroźne popołudnia.

    Pikantna zupa z soczewicy
    Składniki:
    • szklanka zielonej soczewicy
    • pół szklanki fasolki mung (niekoniecznie, ja daję tylko wtedy, gdy akurat mam)
    • szklanka mrożonej zielonej fasolki szparagowej 
    • średniej wielkości marchew
    • mała pietruszka
    • kawałek selera korzeniowego
    • 2 ząbki czosnku
    • kawałek imbiru wielkości kciuka
    • po łyżeczce: kuminu (można zmielic, ale ja używam całych nasion), mielonych ziaren kolendry, białego pieprzu i chili w proszku
    • 1-2 łyżki oliwy
    • 2 l bulionu warzywnego 
    • do posypania świeża kolendra lub natka pietruszki
    Oliwę rozgrzac w garnku, wrzucic przyprawy i smażyc, aż poczujemy wyraźny aromat. Wrzucic soczewicę, zamieszac z przyprawami i szybko zalac bulionem. Zagotowac, gotowac ok 15 minut. W tym czasie umyc, obrac i drobno pokroic lub zetrzec na tarce o duzych oczkach marchew, seler i pietruszkę. Dodac do soczewicy razem z fasolką mung i szparagową. Gotowac kolejne 15 minut, na krótko przed końcem gotowania dodac obrane i drobno posiekane czosnek i imbir. Podawac gorącą, posypaną natką zupę. Smacznego:)



    17 December, 2010

    po "krótkiej" przerwie

    Miałam dziwny problem z google, ale na szczęście wszystko już naprawione. Od jutra startuję z przepisami, a trochę się tego nazbierało, będzie więc hurtowo, a wszystko po to by zdążyć jeszcze z pysznościami świątecznymi. No i w planach mała zmiana wyglądu bloga. Ale to wszystko dopiero od jutra. Zatem, mam nadzieję, do zobaczenia:)

    11 November, 2010

    Kto nie lubi ryby?

    Są tacy. Nie rozumiem ich. Ale staram się zrozumieć. Dla mnie jednak ryba jest cudownym darem natury. Lubię je w każdej postaci. Pieczone, smażone, gotowane na parze. Uwielbiam śledzie, rybę po grecku i smażone ogony karpia. Ubóstwiam ponad wszystko morskie ryby. Ale mam wrażenie, że nie wszystkie są doceniane. Dzisiaj chyba niewiele osób ceni starą dobrą makrelę. Mało wykwintna? Być może, ale dla mnie to plus. Bo nic prostszego rozgnieść wędzoną rybkę z dodatkami i posmarować nią chleb. Świeży chleb. Pastę z makreli robię na kilka sposobów. Ten dzisiaj to sposób "maminy". Czyli kolejny smak z dzieciństwa.


    Pasta z wędzonej makreli:
    Składniki:
    • 1 nieduża makrela (ok 300-400g)
    • 1 kremowy serek topiony
    • mała cebula
    • kilka płatów pomidora z oliwy
    • szczypta słodkiej papryki
    • sól morska (niekoniecznie)
    • pieprz
    • natka pietruszki (może być suszona)
    Mięso makreli oddzielamy od skóry i kręgosłupa. Rozdrabniamy w miseczce widelcem z topionym serkiem. Cebulę obieramy i kroimy drobniutko, pomidory również kroimy. Dodajemy do pasty, doprawiamy papryką, pieprzem i mieszamy dokładnie z posiekaną natką. Jeśli pasta jest mało słona dosalamy. Wstawiamy na kilkanaście minut do lodówki, by smaki się przygryzły. Gotowe:)

    10 November, 2010

    Na niepogodę słodycz chałwy?

    Czemu nie...problem w tym, że nie miałam w domu chałwy. Ani odrobinki. A muffiny chałwowe chodziły za mną od dawna. Stałam w kuchni niczym Pomysłowy Dobromir z irytującą pomarańczową kulką walącą w głowę. Niby myśl. No i wymyśliłam. Sięgnęłam po słoiczek z olejem sezamowym (tahini). Wymieszać z cukrem i domowa chałwa gotowa. Do muffin użyłam go zamiast zwykłego oleju. I to był strzał w dziesiątkę...


    Chałwowe muffiny z gruszką i sosem muscovado
    Składniki:
    • 1 dorodna gruszka (lub dwie mniejsze)
    • 2 łyżki soku z cytryny
    • 250 g mąki
    • 90 g fruktozy (lub trochę więcej zwykłego cukru)
    • łyżeczka sody oczyszczonej (lub proszku do pieczenia)
    • 80 ml pasty sezamowej tahini
    • jajko
    • 250 ml jogurtu naturalnego lub maślanki
    • kilka kropel esencji waniliowej (niekoniecznie)
    Sos:
    • 2 łyżki (kopiaste) ciemnego cukru trzcinowego muscovado
    • łyżka wody
    • łyżeczka miodu (niekoniecznie)
    • do posypania uprażone i posiekane orzechy (ja użyłam nerkowca)
    Piekarnik rozgrzewamy do 180 st.C. Papilotki układamy w formie do muffinek (12 sztuk). Gruszkę myjemy, obieramy, wykrawamy gniazdo nasienne, kroimy w kostkę i skrapiamy sokiem z cytryny. Mąkę mieszamy z sodą. W dużej misce roztrzepujemy jajko, mieszamy z fruktozą, pastą sezamową i jogurtem, dodajemy wanilię i gruszki, mieszamy. Łączymy masę z mąką (ciasto wychodzi dosyć gęste). Nakładamy do papilotek. Pieczemy ok 30 min. Po upieczeniu zostawiamy w piekarniku 5 min, potem wyciągamy i studzimy. W tym czasie robimy sos: cukier z wodą i miodem wstawiamy na niewielki ogień i gotujemy, aż lekko zgęstnieje. Polewamy nim wystudzone babeczki i posypujemy orzechami. Smacznego!

    08 November, 2010

    Na naleśniki ochota przychodzi niespodziewanie

    Naleśniki to chyba ulubione danie mojego dzieciństwa. Uwielbiam je w najprostszej wersji: na słodko, z dżemem truskawkowym. Do tego kubek kakao i jestem w niebie. Nie ruszałam ich w innej postaci. Chyba, że z nutellą:) Teraz robię je równie często, ale w różnych wersjach. Nie tylko na słodko. Warzywa w naleśniku z sosem (czosnkowym!) to bardzo częste danie w naszym domu. Lubię je ze szpinakiem. Lubię z serem. Z sojowym farszem. Lubię robić z nich przeróżne krokiety. Tym razem zrobiłam z nich zapiekankę.  Prostą i szybką.


    Zapiekanka naleśnikowa z sosem pomidorowym
    Składniki:
    Ciasto:
    • 0,5 l mleka
    • jajko
    • mąka (nie określę ilości, zawsze robię ciasto naleśnikowe na oko, dodając po trochę i sprawdzając konsystencję, moje ciasto jest dość rzadkie ale puszyste)
    • sól
    • "kapka" oleju
    • pół pęczka szczypiorku lub pietruszki (mogą być inne dowolne zioła)
    Farsz:
    • pół średniej wielkości cukinii lub jedna niewielka
    • cebula
    • ząbek czosnku
    • sól i pieprz oraz szczypta ziołowego pieprzu
    • łyżka oliwy
    Sos pomidorowy:
    • puszka pomidorów (najlepiej krojonych)
    • 2 ząbki czosnku
    • 2 łyżeczki cukru
    • sól i pieprz
    • pół pęczka szczypiorku
    • pół pęczka bazylii
    Ponad to:
    • pozostała połówka cukinii lub jedna mała
    • 1 żółtko (lub całe jajo)
    • ser żółty do posypania
    Przygotowujemy ciasto naleśnikowe (ja nie wyciągam nawet miksera, robię to ubijaczką): ubijamy jajko z mlekiem, dodajemy sól i po trochę mąki energicznie mieszając ciasto, gdy gęstość będzie dobra dodajemy olej i zioła, delikatnie mieszamy i smażymy na mocno rozgrzanej patelni posmarowanej równomiernie olejem (tylko raz smaruję patelnię, następne smażę już bez tłuszczu). Powinno być ok 12 naleśników. Pół cukinii kroimy w cienkie plastry, solimy i odstawiamy na 10 minut. Robimy farsz: pozostałą cukinię i obraną cebulę kroimy w drobną kostkę. Na łyżce oliwy smażymy cebulę, gdy się zeszkli dodajemy cukinię i smażymy 5 minut. Doprawiamy i nakładamy po trochę na każdy naleśnik. Zawijamy w trójkąty i wykładamy dno formy do zapiekanek (wcześniej ją natłuściłam). Okładamy wierzch plastrami cukinii i kładziemy drugą warstwę naleśników. Wierzch smarujemy rozmąconym jajkiem, posypujemy serem i zapiekamy w 200 st. C ok 20-25 minut. W tym czasie robimy sos: Pomidory przelewamy do rondelka, gdy się zagotują dodajemy cukier, sól, pieprz oraz obrany i wyciśnięty czosnek, gotujemy ok 15-20 minut często mieszając. Do gotowego sosu dodajemy zioła. Polewamy nim zapiekankę wyłożoną w porcjach na talerze. Smacznego!

    Prostota jest szczytem wyrafinowania

    tak podobno powiedział Da Vinci. I miał sporo racji. Można oczywiście codziennie robić wyszukane potrawy, ale to nie jestem ja, to nie moja natura. Są dni, kiedy mam ochotę na proste rzeczy. Takie, które jadłam jako dziecko. Takie, które w smaku są łagodne i nie zaskakują. Pasta jajeczna jest jedną z takich rzeczy. Czysta przyjemność wspólnego śniadania.


    Pasta jajeczna z różowym pieprzem
    Składniki:
    • 5 jajek
    • 2 łyżki majonezu
    • pęczek szczypiorku
    • sól
    • świeżo mielony pieprz różowy (ale może być też czarny lub biały jeśli wolimy ostrzejszą pastę)
    Jajka wkładamy do garnuszka, posypujemy solą i zalewamy wodą. Gotujemy na twardo (od momentu gdy woda zacznie wrzeć - 8 minut. Jajka studzimy i obieramy, następnie ścieramy na tarce o grubych oczkach. Dodajemy majonez, dokładnie mieszamy. Dodajemy posiekany szczypiorek, szczyptę soli i pieprz. Podajemy ze świeżym pieczywem, doskonale pasuje także do krakersów.

    05 November, 2010

    O zapachu lasu i o tym jak udusiłam kruchą pekinkę

    Tak mi jakoś ostatnio "kapuściano" w głowie było. Szanowny małżonek zakupił brokuły (miała być zupa krem, bo mnie Liska swoją nakręciła) i wielką, niewyobrażalnie wielką, kapustę pekińską. Miał kupić pak choi, ale On się tam zna...Myślałam, że go uduszę (co ja zrobię z tą kapustą?), ale ostatecznie darowałam Mu życie i udusiłam kapustę. W winie (bo zostało troszkę). Gdzieś w zakamarkach pamięci mam smak młodej zielonej kapusty jaką robi moja Mama (pomidorek, masełko). Poszłam tą drogą.


    Przyznam szczerze, że dawno nie trafiłam takiej sztuki. Kapusta była krucha (aż "trzaskała" pod nożem), zdrowa i dorodna, bez niespodzianek w środku. No poza jedną: maleńkim ślimaczkiem. Owszem, zostawił po sobie kilka ledwie widzialnych dziurek...ale nie żałuję mu, niech ma! Co się najadł to jego!


    Kapusta pekińska duszona
    Składniki:
    • 1 spora kapusta pekińska
    • kilka suszonych pomidorów (mogą być z też z oliwy)
    • dymka
    • kilka suszonych grzybów leśnych
    • świeże tymianek i bazylia (ale mogą być dowolne ulubione zioła, np.koperek)
    • łyżka suszonej papryki w płatkach (można zastąpić słodką papryką w proszku)
    • pół łyżeczki ziołowego pieprzu
    • po pół łyżeczki nasion kuminu i kolendry
    • łyżka masła
    • łyżka sosu sojowego
    • sól i pieprz do smaku
    Grzyby zalewamy w małej miseczce lub kubku wrzątkiem. Zostawiamy aby zmiękły. Z kapusty ściągamy odstające liście, zwartą główkę kroimy na ćwiartki. Dokładnie płuczemy liście i ćwiartki kapusty pod bieżącą wodą. Wykrawamy i wyrzucamy twarde głąby.Kapustę siekamy w nieduże paski. Umieszczamy w dużym garnku lub w woku. Dusimy na małym ogniu (jeśli się przypala podlewamy odrobiną wody), aż "siądzie"*. Dorzucamy masło, odsączone i pokrojone grzyby, pomidory, paprykę, posiekane dymkę i tymianek oraz resztę przypraw. Przykrywamy i dusimy ok 30 minut, co jakiś czas mieszając. Bazylię (lub jeśli wolimy koperek albo natkę) siekamy i posypujemy kapustę nałożoną na talerze. Podajemy z ziemniakami lub makaronem w dowolnej postaci. Ja uwielbiam taką kapustę ze świeżym pieczywem z masełkiem. Smacznego!

    *Z dużej kapusty wyjdą mniej więcej cztery porcje, standardowa mała kapusta bez zewnętrznych odstających liści jest w sam raz dla dwojga:)

    04 November, 2010

    Ryba w kropki i dedykacja dla Mamy

    Zdarza się, że czasem zjemy coś, co wspominamy przez całe życie. Tak było wiele lat temu, podczas wakacji nad jeziorem. Byłyśmy tam z mamą, ja i moja siostra, jako podlotki. Pewnego upalnego wieczora wybrałyśmy się wszystkie na kolację do smażalni ryb. Zamówiłyśmy pstrągi. Na ogół w takich miejscach dostaje się zbyt mocno wysmażone, suche, wręcz "papierowe" w smaku ryby. Ale wtedy dosłałyśmy coś doskonałego. Pstrąg świeży, usmażony delikatnie z klasycznymi dodatkami: masło, czosnek, cytryna. Rozpływał się w ustach. Nic nie mówiłyśmy, patrzyłyśmy na siebie z uśmiechami na twarzach i wręcz pochłaniałyśmy te cudowności, wraz z chrupiącą słonawą skórą i...ogonowymi płetwami (nasze małe zboczenie kulinarne). Tamtego pstrąga wspominamy do dzisiaj. Nigdy później nie trafiłyśmy już takiego. No, chyba, że w domu smażyła go Mama. Żałuję, że nie mogę poczęstować jej swoim dzisiejszym pstrągiem (bo mieszka za daleko). Ale obiecuję, że następnym razem właśnie takiego przygotuję jej na kolację.


    Pstrąg pieczony z czosnkiem i tymiankiem
    Składniki:
    • średniej wielkości pstrąg patroszony
    • masło
    • cytryna
    • czosnek 
    • tymianek
    • sól morska i pieprz
    Ryby* dokładnie myjemy pod bieżącą wodą, osuszamy papierowym ręcznikiem. Nacieramy je z wierzchu i od środka świeżo mieloną solą i pieprzem. Układamy na blasze lub w naczyniu żaroodpornym wyłożonym folią aluminiową (wysoko, tak by soki nie wyciekły na blachę, a ryby piekły się w nich). Miękkie masło rozcieramy z wyciśniętym czosnkiem. Cytrynę kroimy w plasterki. Do każdego pstrąga wkładamy wiórki czosnkowego masła, dwa plastry cytryny i kilka gałązek tymianku. Wierzch ryb skrapiamy sokiem z cytryny, układamy na nich kilka listków tymianku i odrobinę masła. Tak przygotowaną rybę pieczemy ok 20 minut (ja piekłam 2 pstrągi 25 minut), przynajmniej raz polewając ją sokiem jaki utworzył się podczas pieczenia. Rybę podaję ze świeżym pieczywem i cząstkami cytryn. Smacznego!

    *świeżość ryby można sprawdzić naciskając ją lekko palcem, jeśli zostaje wgłębienie, nie jest pierwszej świeżości; oczy powinny być szkliste i wypukłe, jeśli są mętne i zapadnięte - odradzam! Jeśli śluz łatwo się zmywa i nie jest lepki, rybka jest fresh:)

    03 November, 2010

    O kaloriach, bogach i proporcjach

    Znalazłam przepis na sernik idealny. Gdzie? Oczywiście na White Plate. Prowadząca ten blog Liska wymyśliła go sama. A ja mogę tylko podziwiać umiejętność dobierania składników. Nie wiedziałabym nawet co dodać do ciasta by w ogóle wyszło. Bo to mój pierwszy sernik, nie licząc tych bez pieczenia. Przeszukałam miliony przepisów, ale właśnie ten trafia w mój gust idealnie. I chociaż kalorii ma tyle, co cała zawartość lodówki Nigelli Lawson, przypuszczam, że gdyby ktoś w końcu dowiedziałby się czym naprawdę była boska ambrozja, odkryłby, że to właśnie tym sernikiem żywili się bogowie. Sernik inny niż wszystkie: z masą kajmakową. Z solonymi orzeszkami. Nie przesadzę, gdy powiem: boski.


    Sernik kajmakowy
    Składniki:

    Spód:
    • 50g solonych fistaszków (ja użyłam więcej bo całe opakowanie 75g)
    • 80g kruchych ciastek (użyłam herbatników Lu)
    • łyżka cukru
    • 30g masła (użyłam 50g)
    Masa serowa:
    • 600 g sera mielonego (użyłam serka Wieluń)
    • 2/3 puszki kajmakowej masy krówkowej o poj. 400g
    • 100 g cukru + cukier waniliowy
    • 50g masła
    • 3 jajka
    • łyżka mąki
    Polewa:
    • pozostała 1/3 masy kajmakowej
    • 3 łyżki mleka
    • 2 łyżeczki masła
    • 50g płatków migdałów
    Orzeszki i ciastka miksujemy z masłem i cukrem, masą wyklejamy spód tortownicy (Liska proponuje wyłożyć ją wcześniej papierem do pieczenia, mnie się akurat skończył więc natłuściłam blachę i wysypałam ją krupczatką). Podpiekamy spód 12 minut w 190 st. C.  Studzimy.

    Masło ucieramy z cukrem i cukrem waniliowym, dodajemy masę kajmakową, miksujemy, dorzucamy po jajku i łyżce sera, na końcu mąkę, wszystko dokładnie miksujemy na gładką masę. Wylewamy ją na podpieczony spód i pieczemy sernik ok 50 minut w 180 st. C. Po tym czasie studzimy go przy uchylonych drzwiczkach piekarnika.

    W rondelku podgrzewamy na małym ogniu resztę masy kajmakowej z mlekiem. Dokładnie mieszamy, aż masa stanie się płynna i gładka, po ściągnięciu z ognia mieszamy masę z masłem. Polewą pokrywamy wystudzone ciasto. Posypujemy wierzch migdałami, wcześniej uprażonymi (autorka przepisu proponuje prażenie w piekarniku, ja zrobiłam to raz dwa na patelni). Sernik schładzamy w lodówce, najlepiej kilka godzin. Potem można do woli rozkoszować się niebiańskim smakiem:) Polecam!

    02 November, 2010

    Słońce zamknięte w słoiku

    W sam raz na zimowe śniadania. Do grzanek, bułeczek... Albo jako nadzienie do wypieków. Uwielbiam dynię za jej uniwersalność. Jej smak kojarzy mi się z urodą Kate Blanchett, bo wystarczy tylko mała zmiana, jakiś dodatek by całkowicie ją zmienić, wyczarować jej nową odsłonę. Dynia jest dobra na ostro i na słodko, na słono i w occie. W każdej postaci. Można dodać do niej niemal wszystko i zawsze smakuje dobrze. Można ją upiec, zamarynować albo...zrobić dżem. Dżem o korzennym zapachu z wanilią w tle. Przytachałam do domu dynię. Przekroiłam ją. Pachniała trawą. Szczeciną pędzla. Drewnianą paletą przesiąkniętą zapachem olejnych farb.


    Korzenny dżem dyniowy
    Składniki:
    • 1 niewielka dynia lub pół średniej
    • sok z jednej cytryny
    • szklanka cukru
    • laska wanilii
    • łyżka goździków
    • łyżka imbiru w proszku (ja użyłam posiekanego imbiru kandyzowanego)
    • płaska łyżka cynamonu
    Dynię obieramy, ze środka wydrążamy włókna z pestkami. Miąższ kroimy na małe kawałeczki. Umieszczamy dynię w dużym naczyniu. Skrapiamy sokiem z cytryny. Laskę wanilii przekrawamy, nożem ściągamy nasiona, dodajemy je wraz z laską do dyni i podgrzewamy na niewielkim ogniu. Jeśli to konieczne (gdy dynia wolno puszcza soki i zaczyna się przypalać) podlać odrobiną wody i dusić, aż zmięknie. Zasypujemy ją wtedy cukrem, dodajemy goździki, imbir i cynamon i smażymy, aż dżem zgęstnieje a dynia będzie się rozpadać. Gorący dżem przekładamy do umytych i wyparzonych słoiczków (wyszły mi dwa). Szczelnie zakręcamy. Jeśli zakrętki się nie zassą, pasteryzować dżem przez max.15 minut.

    Ciociu, zrób placuszki!

    Przesiadując u Mamy, raczone byłyśmy częstymi odwiedzinami mojego trzyletniego syna chrzestnego, potomka siostry mojej;) Oznajmił on Babuni, że zamierza zjeść wszystko, co u niej znajdzie. Wygodnie rozsiadł się na schodku w asyście mojej córy, która wpatrzona w niego jak w guru, nie bardzo rozumiejąc czemu, małpowała wszyściuteńko co poczynał. I tak czekali sobie...na placki. Z cukinii. Takie jakie jadłam ja, gdy byłam mała. Takie jakie jadła moja Mama, gdy była mała. Proste. Szybkie. I przepyszne.


    Ziołowe placuszki z cukinii
    Składniki:
    • 1 średniej wielkości cukinia
    • 2 jajka
    • bułka tarta 
    • łyżka zarodków pszennych
    • łyżka ziół prowansalskich
    • szczypta mielonej soli morskiej
    • olej
    • szczypiorek
    Cukinię myjemy i obieramy. Kroimy na plastry grubości ok 1 cm. Jajka roztrzepujemy. Bułkę tartą wysypujemy na duży talerz, mieszamy z zarodkami, ziołami i solą. Plastry cukinii moczymy w jajku i obtaczamy w panierce. Smażymy na rozgrzanym oleju, na niedużym ogniu, aż się przyrumienią. Wykładamy na papierowy ręcznik, by odsączyć z nadmiaru tłuszczu. Podajemy posypane drobno posiekanym szczypiorkiem.

    Coral room i ciasto do herbaty

    Wróciłam ostatnio do jednej z moich ulubionych płyt: "Aerial" Kate Bush. Słuchając piosenki "Coral room" wspominam jesień w moim ukochanym miasteczku. I to jak w swoich panieńskich czasach gnałam przez wiatr rowerem do samego parku, nad wodę, wypatrywać duchów na wyspie, schowanych w ciemnozielonych liściach. I chociaż ryby głosu nie mają to czułam ich obecność. Mieszkały w ciemnej głębi i śpiewały pieśni od których było mi tak smutno, a teraz chciałabym tam wrócić choć na chwilę. I wracam, słuchając tej piosenki.
    A gdy tylko sprawia, że wewnątrz mnie wkrada się chłód, rozgrzewam się herbatą. I ciastem do herbaty.


    Wilgotne ciasto z orzechami laskowymi i kandyzowanym imbirem
    Składniki:
    • szklanka mleka
    • pół szklanki cukru (użyłam ciemnego cukru trzcinowego)
    • pół szklanki oleju
    • pół słoiczka jasnego dżemu (morelowy, figowy lub inny - ja użyłam figowego)
    • 2 jaja
    • kilka kropel olejku rumowego lub migdałowego
    • 2 szklanki mąki
    • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
    • 1/4 szklanki imbiru kandyzowanego (można posiekać)
    • pół szklanki posiekanych orzechów laskowych

     Pierwsze sześć składników łączymy w misce z pomocą widelca. Suche składniki mieszamy w dużym naczyniu z orzechami i imbirem i dolewamy do nich mokre, wszystko łączymy widelcem. Gotowe ciasto wylewamy do natłuszczonej tortownicy lub blachy i pieczemy ok 50 minut w 180 stopniach C (powinno być złocistobrązowe, a po włożeniu drewnianego patyczka nie zostawiające śladów - będzie jednak lekko klejące). Ciasto studzić w uchylonym piekarniku.


    dynia, cukinia, kabaczki, a wszystko...z jednej paczki

    Jestem troszkę spóźniona z tymi przepisami, ale dyniowate nadal królują na straganach, więc w zasadzie wszystko gra. Słoiczki robiłam podczas wyjazdu do Mamy, czyli na wsi. Warzywa prosto z ogrodu. Na pierwszy ogień poszedł żółty kabaczek, wielki jak słoń, ale poradziłam sobie: najzwyczajniej w świecie go...udusiłam;) Z curry. Powstało coś a la chutney, bardzo wyrazisty i bardzo pikantny. Zanim jeszcze przyszły przymrozki zebrałyśmy z Mamą cukinie. Na specjalne życzenie znajomych było sporo octu. Idealnie jako za przeproszeniem zagrycha na jesienne wieczorne spotkania przy wódeczce, gdy w kominku ogień, a za oknem deszcz;)


    Chutnej z kabaczka z curry
    Składniki:
    • pół dużego kabaczka lub jeden mały (równie dobrze może być dynia bądź cukinia)
    • 1 cebula
    • 2 łyżki curry w proszku
    • 2 łyżki musztardy z całymi ziarnami gorczycy
    • 2 ząbki czosnku
    • łyżeczka pieprzu cayenne
    • łyżeczka cynamonu
    • pół łyżeczki gałki muszkatołowej w proszku
    Kabaczek i cebulę obieramy, kroimy w kostkę i dusimy razem z posiekanym czosnkiem do miękkości, ale tak aby zostały wyczuwalne kawałeczki warzyw. Dodajemy wszystkie przyprawy, dokładnie mieszamy i gorący chutney przekładamy do umytych i wyparzonych słoiczków. Szczelnie zamykamy i pasteryzujemy 20 minut.


    Marynowana cukinia balsamico
    Składniki:
    • 1kg cukinii (najlepiej jedna nieduża, większa ma twardszą skórkę)
    • niepełna szklanka octu balsamicznego
    • 2 łyżki octu spirytusowego
    • niepełna szklanka oliwy z oliwek
    • gorczyca
    • ziele angielskie
    • liść laurowy
    • pieprz ziarnisty
    • łyżeczka soli
    • łyżeczka cukru
    Cukinię umyć i pokroić w sporą kostkę razem ze skórką. Ułożyć w słoiczkach, zasypać gorczycą. W garnku zagotować zalewę z octu, cukru, soli i reszty przypraw. Zalać cukinię, zostawiając miejsce na oliwę. Dopełnić słoiczki oliwą, szczelnie zamknąć i pasteryzować 15 minut.

    Najlepsza jest wtedy gdy postoi min.3 dni.
    Smacznego!

    07 October, 2010

    Niech będzie, że oszczędnie

    Sama nie wiem co się stało, że zrobiłam coś o francuskiej nazwie. Przeważnie na myśl o kuchni francuskiej dostaję gęsiej skórki, a w mojej głowie pojawia się jedno słowo świecące jak neon: MASŁO. Ale w ostatnim numerze "Kuchni" Jamie Oliver przekonał mnie do parfait. Nie, nie do słodkiego mrożonego kremu. Do parfait z kurzych wątróbek. Parfait oznacza dokładnie "doskonały". I tu się zgodzę. Ten wątróbkowy zdecydowanie zagości u mnie na dłużej. Chociaż nie obeszło się oczywiście bez kilku zmian. Przede wszystkim w oryginale pojawia się brandy. Parfait jednak wg Olivera ma być oszczędne. A kupowanie butelki dobrej brandy dla wykorzystania zaledwie kieliszka? Gdyby w moim domu byli jeszcze miłośnicy wypalanki to czemu nie...Jednak tu znalazłoby się co najwyżej piwo lub czerwone wino. W ostateczności całkowicie zrezygnowałam z alkoholu w tym przepisie. Ponad to świeżą szałwię zamieniłam na zieloną pietruszkę, choć z pewnością z szałwią smakuje wyśmienicie. Niestety, nie mam jej w domowym ogródku (a powinnam!) i nie znalazłam w okolicznych sklepach. Nic to jednak, bo parfait mimo to wyszło po prostu...parfait!


    Składniki:
    • 300 g miękkiego masła
    • oliwa
    • 2 szalotki
    • 2 ząbki czosnku
    • 400 g wątróbek z kury
    • listki oberwane z kilku gałązek świeżej szałwii
    • 50 ml brandy (nie użyłam)
    • sól morska
    • świeżo mielony pieprz
    • szczypta gałki muszkatołowej 
    Jamie zaleca klarowanie masła w piekarniku, ja jednak proponuję szybszy sposób. Połowę masła podgrzewamy w rondelku na małym ogniu, aż się rozpuści, nie mieszamy. Piankę, która powstała na wierzchu ostrożnie zbieramy wypukłą stroną łyżki. Pozostałe żółte masło pozostawiamy do wystygnięcia. Cebule i czosnek obieramy i drobno siekamy. Następnie dusimy na oliwie, uważając by ich nie przypalić. Gdy zmiękną przekładamy do naczynia. Patelnie Jamie proponuje wyczyścić papierowym ręcznikiem do czysta. Hmm..ja wyczyściłam ją tak jak Francuzi czyszczą talerze przed kolejnym daniem - bagietką! ;)
    Wątróbki oczyszczamy z żyłek i błonek. Wrzucamy je na mocno rozgrzaną patelnię i na dużym ogniu smażymy po 2-3 minuty z każdej strony. Powinna w środku być różowawa, Oliver przestrzega, że jeśli będzie smażona zbyt długo, parfait nie będzie gładkie, a suche. Jeśli używacie brandy należy ją wlać do wątróbek i podsmażać chwilę. Następnie wątróbki wrzucamy do cebuli z czosnkiem, doprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową, i blenderem miksujemy na gładką masę dodając w trakcie pozostałe miękkie masło. Parfait przekładamy do miseczek lub foremek, ja użyłam małych szklanek, z tej ilości składników wyszły mi trzy. Na wierzchu układamy listki szałwii (lub natki pietruszki, jak uczyniłam ja) i zalewamy wystudzonym klarowanym masłem. Schładzamy w lodówce przez ok godzinę. Podajemy z grzankami z bagietki (oraz jak poleca Jamie, z rzeżuchą). Uwaga: znika z lodówki w tempie ekspresowym ;)

    "A B C... Chleba chcę

    Lecz i wiedzieć mi się godzi, z czego też to chleb się rodzi" pisał poeta. Ale nie będę się rozpisywać o symbolice chleba, o jego historii i związkach religijnych. Ani o procesie wytwarzania chleba. Bo i po bo? Dziś, tak samo jak setki lat temu, chleb można upiec samemu. A mąka? Stoi na półce, w sklepie. Wybór wręcz onieśmiela. Mąka żytnia, orkiszowa, kukurydziana, macowa. Zwykła i razowa. Ale prostota to wszak cnota. A czy może być coś prostszego od kromki pszennego, białego chleba? Takiego zwykłego: z chrupiącą skórką i miękkim środkiem. Pokrytego mąką jak śniegiem. Jestem wierna swoim upodobaniom i z chleba najbardziej cenię piętkę. Mam w pamięci obraz mojej babci. Jak nikt doceniała urok rzeczy prostych. Widzę ją jak siedzi w kuchni i parującą zupę zagryza piętką chleba, odwróconą skórką do góry. Na taki chleb przyszła mi ochota. Przepis oryginalny znajduje się tutaj. Ale żeby nie była taki staromodny ubrałam go w modne czerwone kropki...


    Chleb pszenny z żurawiną
    Składniki: 
    zaczyn:
    • 50 g zakwasu żytniego (polecam ten opis wykonany przez Liskę, jest czytelny i rzetelny)
    • 150 g mąki pszennej (typ 480)
    • 100 ml wody
    ciasto:
    • gotowy zaczyn
    • 500 g mąki pszennej (typ 480)
    • 150 ml wody
    • 1 łyżeczka cukru
    • 1 łyżeczka soli
    Do dużej miski wsypujemy 150 g mąki, dodajemy 50 g zakwasu i 100 ml ciepłej wody. Mieszamy i odstawiamy przykryte ściereczką w nieprzewiewne miejsce na ok 10 godzin. Do gotowego zaczynu dodajemy składniki ciasta i mieszamy warzęchą, aż powstanie kula. Przekładamy ją na podsypaną mąką stolnicę i wyrabiamy ręcznie przez 10 minut, aż będzie gładkie. Na chwilę przed końcem wyrabiania wgniatamy w ciasto żurawinę. Chleb piekłam w natłuszczonej dużej formie ceramicznej, więc od razu przełożyłam tam uformowany bochenek, przykryłam i odstawiłam w ciepłe miejsce na ok 2 godziny. (Autorka używa do wyrastania koszyczka, a jej chleb jest okrągły, pieczony na blasze, ja uformowałam podłużny bochen i posypałam mąką wierzch. Chleb pieczemy 30-35 minut w piekarniku nagrzanym do 220 stopni. (W oryginale temperatura jest mniejsza, ale na moim antyku trudno ustawić ją precyzyjnie; mimo wszystko chlebek się udał, w moim rzecz jasna subiektywnym odczuciu).