31 December, 2011

22 December, 2011

Serniczki, limonki i życzenia



Przepis na te cudowne serniczki znalazłam już dawno w książce, którą kupiłam w ciuchlandzie za 4 złote:) To mała, ale nie za chuda książeczka wydawnictwa Murdoch Books, pod tytułem Steam it. Jak wskazuje nazwa zawiera przepisy na wspaniałe dania (podzielone na przystawki, dania główne i niesamowite desery) przyrządzane na parze. Z tymi serniczkami czekałam do Świąt, bo za spód mają jakże świąteczne gingersnaps. Korzenny aromat ciastek doskonale współgra ze smakiem limonek, a całkiem spora ilość śmietanki sprawia, że serniczki są kremowe, puszyste (mimo tego, że opadają) i po prostu pyszne.



Serniczki limonkowe na gingersnaps
z książki Steam it, wyd. Murdoch Books 2006

6 gingersnaps (lub innych okrągłych korzennych ciastek)
300 ml śmietanki (30-36%)
250 g kremowego twarogu (użyłam President)
2 jajka
80 g drobnego cukru lub cukru pudru (użyłam drobnego trzcinowego)
skórka z 1 limonki
4 łyżki soku z limonki (z połowy)

Piekarnik rozgrzewamy do 170 st. C. (w przepisie jest 160, ale piekły się opornie więc zwiększyłam temperaturę). Na dno sześciu ramekinów kładziemy po ciastku, odstawiamy. W misce miksujemy ser z cukrem, skórką i sokiem z limonki, a następnie z pojedynczo wbijanymi jajkami. Śmietankę ubijamy i dodajemy do masy, miksujemy tylko chwilę, do połączenia składników. Masę rozlewamy równymi porcjami do ramekinów. Foremki umieszczamy w jednej większej (np w dużej wysokiej blasze), napełniamy wodą do 2/3 wysokości ramekinów i wstawiamy ostrożnie do piekarnika. Pieczemy przez 50-60 minut, lub do momentu, aż wierzch delikatnie będzie się rumienił. Wyciągamy foremki z wody i zostawiamy do całkowitego wystygnięcia.

Nie zaleca się schładzania serniczków w lodówce, gdyż wówczas ciasta na spodzie stracą zupełnie chrupkość, jeśli jednak nie chcemy ich serwować od razu, lecz kolejnego dnia, przykrywamy wierzch folią spożywczą, a przed podaniem wyciągamy z lodówki odpowiednio wcześniej by uzyskały temp. pokojową. Smacznego!



Kochani!
To już ostatni mój wpis przed Świętami, w Wigilię wyjeżdżamy do rodziców, więc w tym roku omijają mnie wielkie przygotowania, a moje zadania ograniczają się do wypieku piernikowych brownies i kilku chlebów. 

Chciałabym Wam z całego serca życzyć Świąt spokojnych, takich bez pompy, bez stresu i pośpiechu, za to z najbliższymi. Zatrzymajmy się na chwilę, nacieszmy rodziną, przyjaciółmi, poświęćmy im czas, którego tak często nam brakuje. Życzę też sobie i Wam więcej refleksji nad naszymi relacjami, może na świątecznej liście gości albo wśród noworocznych postanowień warto uwzględnić odwiedziny, które ciągle przekładamy, odwiedziny kogoś, kto być może cały czas czeka. 

No i oczywiście niech te Święta będą tak smaczne jak tylko mogą być;)

20 December, 2011

Korzenny krem herbatnikowy


Zaczęło się od przeglądania oferty pewnego sklepu internetowego. Gdy zobaczyłam słoiczek z opisem krem herbatnikowy z miejsca uwierzyłam, że to coś wyjątkowo smakowitego. Natychmiast zapragnęłam stworzyć coś takiego we własnej kuchni, a szukając przepisu (nie znalazłam go) natknęłam się na wpis u D. Lebovitza, który określał speculoos cream jako coś wyjątkowego, co smakuje niesamowicie zarówno na świeżej bagietce, jak i wyjadane łyżeczką prosto ze słoika. Speculoos to rodzaj korzennych, świątecznych ciastek, to dzięki nim krem ma bogaty aromat i ostro-słodki smak. Nic dziwnego, że miałam wielką ochotę na choćby namiastkę takiego kremu. Nie jestem jakoś specjalnie zasadnicza w kwestii zdrowego żywienia, ale było dla mnie naturalne, że domowy krem herbatnikowy, nawet jeśli smakiem odbiega od oryginału, jest lepszy niż ten z dodatkiem utwardzanych tłuszczów roślinnych i innych podejrzanych składników. Mój przepis jest prosty, ale odwdzięcza się superpysznym efektem. Polecam gorąco, do pieczywa, naleśników, ciast i deserów, i do czegokolwiek Wam się zamarzy.


Korzenny krem herbatnikowy

200 g korzennych herbatników (ja użyłam swoich gingersnaps)
60 g masła (bardzo miękkiego)
2 pełne łyżki miodu

Herbatniki kruszymy i miksujemy bardzo dokładnie z resztą składników, jeśli masa wydaje się zbyt sucha lub zbyt gęsta można dodać łyżkę stopionego masła lub neutralnego w smaku oleju. Przekładamy do słoiczka i przechowujemy w suchym i ciemnym miejscu do 3-4 dni. Jeśli chcemy przechować krem dłużej można schować go w lodówce, ale wówczas bardzo tężeje i przed użyciem należy go ogrzać. Smacznego!



A już niebawem, w ostatnim przed Świętami wpisie, dowiecie się do czego jeszcze można wykorzystać gingersnaps:)

19 December, 2011

Korzenne, ostre i chrupiące...


Już wiadomo, że Święta nie będą białe. Momentami mam wrażenie, że zima obraziła się na nas, gdy ochoczo wypędzaliśmy ją czekając na szybsze nadejście wiosny. Mam nadzieję, że jej przejdzie i chociaż troszkę pomaluje Wrocław na biało. Tymczasem mimo braku śniegu i mrozu, w mojej kuchni rozgrzewające zupy, imbir i korzenne aromaty. 

Gingersnaps są dla mnie wspaniałą alternatywą dla tradycyjnych świątecznych ciastek i pierniczków. Może nie mają fantazyjnych kształtów gwiazdek i choinek, ale pod innymi względami są idealne. Chrupiące, z cukrową popękaną skorupką (u mnie tylko cukrową;)). Ostre w smaku dzięki dodatku pieprzu i świeżego, tartego imbiru. Są idealną bazą do sernikowego spodu lub kremu speculoos (na ten temat więcej napiszę jutro;)) I w sam raz na Święta, bo można przygotować je odpowiednio wcześniej (zamknięte w szczelnym pojemniku można trzymać do 4 dni). A formowanie brązowych słodkich kulek i obtaczanie ich w skrzących drobinkach cukru naprawdę odpręża. Wspaniałe zajęcie dla całej rodziny.


Gingersnaps
Martha Stewart, Baking Handbook

2 szklanki mąki pszennej
2 łyżeczki sody
3/4 łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki mielonych goździków
1/4 łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
1/2 łyżeczki soli
180 g masła o temp. pokojowej
1 1/4 szklanki ciemnego cukru trzcinowego (użyłam dark muscovado, ilość zmniejszyłam do niepełnej szkl.)
1/4 szklanki melasy (u mnie czarna, trzcinowa)
1 1/2 łyżki drobno tartego świeżego imbiru
1 duże jajo
1/4 szklanki drobnego cukru (u mnie trzcinowy)

W misce mieszamy mąkę z sodą, solą, cynamonem, goździkami i pieprzem. Odkładamy. W osobnym wysokim naczyniu (lub misce miksera) ucieramy mikserem masło, ciemny cukier, melasę i imbir na średnich obrotach, aż uzyskamy jasną puszystą masę (ok 2-3 min.). Wbijamy jajko i ucieramy jeszcze minutę. Następnie zmniejszamy obroty do minimum, dodajemy suche składniki i miksujemy tylko do połączenia (ciasto może wydawać się zbyt rzadkie by z niego formować, ale spokojnie: po schłodzeniu stwardnieje, więc powstrzymajcie się przed dodawaniem więcej mąki). Zakrywamy naczynie folią i wstawiamy do lodówki na minimum godzinę (można na całą noc). 

Piekarnik rozgrzewamy do 180 st.C. Dużą blachę wykładamy papierem (w przepisie są to dwie blachy, mi wyszły trzy). Schłodzone ciasto odrywamy po kawałku i formujemy niewielkie (2,5 cm) kulki, jednakowej wielkości. Każdą obtaczamy w drobnym cukrze i układamy na blasze, zachowując odstępy (ok 4-5 cm). Z podanych proporcji wychodzi ok 60 ciasteczek. Pieczemy ok 15 do 18 minut, ciastka przekładamy do wystygnięcia na kuchenną kratkę. Smacznego!




04 December, 2011

Mar jest zła, a ciasto jest dobre, nawet bardzo;)


We wczorajszym poście skłamałam, i to dwa razy! Po pierwsze ciasto, owszem, jest wieczorem, ale dzień później, za co Was najmocniej przepraszam, ale proza życia (oraz przeklęte światło, a raczej jego brak w wyniku pochmurnego nieba i uporczywego deszczu) pokrzyżowała mi plany. W tym miejscu pragnę Was także przeprosić za zdjęcia, robione w sztucznym świetle moim starym i nie za dobrym aparatem są niezbyt ładne, ale stwierdziłam, że lepsze takie niż żadne;) Po drugie, powiedziałam, że będzie piernik. Ale to nie jest piernik, użycie tej nazwy w tym wypadku to nadużycie, ponieważ sposób wykonania i skład tego wypieku odbiega dalece od oryginalnego piernika (mówię rzecz jasna o pierniku z nieprzyzwoitą ilością miodu, który mięknie z czasem i urzeka paletą korzennych aromatów). Mój "piernik" to tylko superszybkie ciasto o smaku piernika, ale ma swoje plusy. Przede wszystkim robi się je ekspresowo i poradzi z nim sobie każdy, nawet bez najmniejszego doświadczenia w pieczeniu. Zawsze wychodzi i jest bardzo miękkie i wilgotne (to wilgotność typowa dla ciast z dodatkiem np.dyni, cukinii czy bananów, w tym wypadku dodatkiem jest dżem lub powidła), więc można się nim cieszyć już od chwili gdy tylko wystygnie na tyle, by skusić się na kawałeczek. Moja Lu skusiła się bardzo szybko i gdy posmarowane polewą ciasto zostawiłam na chwilę samo w kuchni, po powrocie udekorowane było śladami małych paluszków;) Druga zaleta to smak, przypominający aromatycznego murzynka z piernikową nutą. Naprawdę polecam, zwłaszcza zabieganym;)


Ekspresowe ciasto piernikowe
z melasą i kakao

340 g mąki pszennej (można użyć razowej, ja użyłam zwykłej)
2 pełne łyżki przyprawy do piernika *
3 łyżki holenderskiego kakao
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
szczypta soli

250 ml mleka
1/2 szklanki oliwy
1/3 szklanki melasy **
2/3 szklanki cukru dark muscovado (nie ubitego)
2/3 szklanki ciemnego dżemu lub powideł (śliwkowe, porzeczkowe lub jagodowe)
2 duże jaja

polewa:

150 g białej czekolady
opcjonalnie: łyżka wody z kwiatów pomarańczy  (można także użyć soku pomarańczowego)
2 łyżki masła
2 łyżki mleka ***

oraz: łyżka jasnego cukru trzcinowego wymieszana z płaską łyżeczką cynamonu

Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C. Tortownicę smarujemy masłem i oprószamy mąką (najlepiej razową lub krupczatką). Suche składniki (6 pierwszych na liście) mieszamy w osobnym naczyniu i odkładamy. Mleko z cukrem, melasą, oliwą, dżemem oraz jajkami mieszamy za pomocą trzepaczki balonowej. Dodajemy suche składniki i dokładnie łączymy. Wylewamy ciasto do przygotowanej formy i pieczemy ok 50-60 minut (najlepiej wbić patyczek, jeśli po wyciągnięciu nie klei się, ciasto jest gotowe). Studzimy kilka minut w formie, następnie odpinamy tortownicę i studzimy całkowicie na kratce kuchennej. 

Przygotowujemy polewę: Wstawiamy na ogień garnek z wodą, a na nim umieszczamy miskę, tak by jej dno nie dotykało wody. Do miski wrzucamy połamaną czekoladę, masło, mleko oraz wodę pomarańczową i rozpuszczamy co jakiś czas mieszając. Gdy polewa jest gładka i błyszcząca wylewamy ją na ostudzone ciasto i szpachelką lub dużym nożem rozsmarowujemy na wierzchu. Posypujemy cynamonowym cukrem i zostawiamy na min. 15 minut. Smacznego!


* przyprawę do piernika można zrobić samemu mieszając: łyżkę cukru trzcinowego, 2 łyżki mielonego cynamonu, łyżkę mielonych goździków,  pół łyżki imbiru w proszku, po pół łyżeczki mielonego ziela ang. i pieprzu czarnego, po ćwierć łyżeczki mielonych kardamonu i gałki muszkatołowej - takiej przyprawy używam także do grzańca.

** melasę najlepiej odmierzać w szklance, w której wcześniej była oliwa, wtedy nie przyklei się do jej ścianek

*** jeśli zdarzy się, że polewa zbyt mocno zgęstnieje i pojawią się grudki, dodaj jeszcze trochę mleka i masła i energicznie wymieszaj trzepaczką.



03 December, 2011

Niebawem (i przeprosiny)


Musicie wybaczyć mi to, że znów zaniedbuję bloga przed Świętami. I to niestety nie z powodów świątecznych, nad czym ubolewam. Mam jednak ogromną nadzieję, że zdążę opublikować wszystkie przepisy jakie zaplanowałam na grudzień. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, będzie pysznie i interesująco. Tymczasem zachęcam Was do zaglądania tu dziś wieczorem, zamierzam podzielić się z Wami przepisem na superekspresowy piernik dla zabieganych:) Pozdrawiam Was ciepło!

20 November, 2011

Razowe ciasto z orzechami i lemon curd


Ciasto, które powstało wczoraj wieczorem z nagłej potrzeby słodkiego. Chociaż zbyt słodkie nie wyszło, a kwaskowa polewa sprawiła, że nawet mój miły, który za słodkościami nie przepada, skusił się na kawałek i nie żałował:) Chyba pierwszy raz nie miałam w domu innej mąki niż razowa i dlatego obawiałam się trochę czy wyjdzie (na ogół mieszam obie mąki, zwykłą i razową). Wyszło. I z pewnością będzie jeszcze nie raz gościło w naszym domu, bo polubiliśmy je za cytrynową polewę i chrupiące orzechy w każdym kęsie. A Wy? Macie takie przepisy, które powstały w kilka minut i zostały z Wami do dziś?


Razowe ciasto orzechowe z polewą cytrynową i czekoladą

1i 1/2szklanki mąki pszennej razowej (lub mieszanka ze zwykłą w dowolnych proporcjach)
szczypta soli
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 jajka
100 g masła (rozpuszczonego)
1/2 szklanki cukru
170 ml mleka
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
garść orzechów grubo posiekanych (u mnie włoskie)

polewa:
2 łyżki lemon curd
4-6 łyżek śmietany 18%

dodatkowo:
ok 50 g dowolnej czekolady, posiekanej (u mnie truflowa)

Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C.
Mąkę mieszamy z solą i proszkiem do pieczenia oraz orzechami. Mleko mieszamy z jajami, cukrem, rozpuszczonym masłem i wanilią. Łączymy mokre i suche składniki, trzepaczką balonową dokładnie mieszając, ale niezbyt długo. Masę wylewamy do formy wyłożonej papierem (mała keksówka lub niewielka prostokątna blaszka).

Wierzch polewamy równomiernie polewą (jej składniki należy bardzo dokładnie wymieszać) i posypujemy czekoladą. Pieczemy ok 40-45 minut (należy wbić patyczek i sprawdzić czy ciasto jest upieczone). Kroimy po wystudzeniu. Smacznego!

19 November, 2011

Jutro...


Dziś wieczorem powstało eksperymentalne ciasto, w pełni razowe, mocno orzechowe, z cytrynową polewą i czekoladą. Zjadłam kawałeczek, jeszcze gorący i już wiem, że będzie pyszne;) Zapraszam jutro:) Miłego wieczoru!


.

18 November, 2011

WANILIOWY PUDDING Z KUSKUSU


Pudding to szybki i łatwy sposób na pyszny deser. Nie zawsze je zapiekam, ale tym razem pozwala to zmięknąć gruszkom, a ciepły pudding smakuje najlepiej. Należy jednak pamiętać o zalaniu puddingu przed pieczeniem mlekiem i obłożeniu wiórkami masła. W przeciwnym razie może wyjść zbyt suchy. Enjoy:)


16 November, 2011

Zielony kubek


Tak naprawdę kubek jest szary;) Ale jego zawartość jest zielona. I pyszna. Rozweselająca. Jeden taki kubek w ciągu zabieganego, chłodnego dnia może postawić na nogi i przywrócić do życia. My dzisiaj z Lu, w ciepłych swetrach lenimy się i wyskrobujemy łyżkami resztki zupy z kubeczków. Bo za oknem szaro, zimno i nic nie zachęca nas do wyruszenia z domu. Rozważymy to przy dokładce;)


Krem z selera naciowego i brokuła
z grzankami serowymi i czosnkowym jogurtem

1 niewielki brokuł
kilka łodyg selera naciowego + listki
1 niewielki por
3 łyżki oliwy z oliwek
2 ząbki czosnku
2/3 kostki bulionowej warzywnej (najlepiej eko)
suszone zioła prowansalskie
ok 200 ml mleka
kromka pieczywa tostowego
2 łyżki tartego sera gruyère
mały kubeczek jogurtu naturalnego
szczypiorek

Brokuł, seler i por myjemy, kroimy. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy oliwę, podsmażamy por z pokruszoną kostką. Dodajemy seler i brokuł, zalewamy mlekiem i gotujemy pod przykryciem, aż warzywa zmiękną. 

Jogurt mieszamy z jednym, startym ząbkiem czosnku i ziołami prowansalskimi (ilość wedle gustu, łyżeczka wystarczy). Odstawiamy.

Warzywa ugotowane w mleku miksujemy. Chleb kroimy w kostkę, podsmażamy na suchej patelni, pod koniec posypując łyżką sera. Drugą łyżkę sera mieszamy z zupą. Gorącą zupę podajemy z grzankami, jogurtem czosnkowym, posiekanymi listkami selera i szczypiorkiem. Smacznego!




13 November, 2011

Pierogi, ravioli, czy jak kto sobie woli


Kiedy moja ulubiona sąsiadka, Pani G. przyniosła nam kolejną porcję wiejskiego sera, który był świeży, delikatny i pyszny, pomyślałam o pierogach. O takich pierogach, w których mogę wykorzystać zalegające w lodówce pesto. Pierogi ze szpinakiem należą do jednych z moich ulubionych, robiłam i jadłam już wiele ich wersji, ale dzisiejsza wyjątkowo mi smakuje. Gdzieś tam w tle czuć bazylię z pesto i masło pomidorowe, z którym podałam pierogi doskonale z nią współgra. Naprawdę Wam polecam tę wersję.


Pierogi z pesto, szpinakiem i masłem pomidorowym

ciasto na pierogi (z mniej więcej dwóch szklanek mąki - przepisu nie podaję, każdy ma ulubiony, jak kiedyś opracuję proporcje, to podam swój;))
200 g delikatnego białego sera (doskonale nadaje się ricotta)
500 g liści świeżego szpinaku
3 łyżki pesto genovese
ząbek czosnku (duży)
sól
oliwa
masło pomidorowe z przepisu powyżej

Na odrobinie oliwy dusimy niedbale posiekany szpinak, przez kilka minut, aż "siądzie" i ściemnieje. Przekładamy do naczynia, dodajemy czosnek przeciśnięty przez praskę i sporą szczyptę soli. Zostawiamy do wystygnięcia. Ser kruszmy, mieszamy z pesto (i podziwiamy wiosenną zieleń, która się wówczas tworzy;) oraz wystudzonym szpinakiem. Gotową masę można schłodzić.

Ciasto wałkujemy cienko na podsypanej mąką stolnicy i wykrawamy krążki szklanką lub kroimy nożem na kwadraciki. Nakładamy po łyżeczce (nakładam kopiastą) farszu i zlepiamy. Gotujemy pierożki w osolonej wrzącej wodzie (dodaję odrobinę oliwy do wody). Podajemy z pomidorowym masłem. Smacznego!



08 November, 2011

O czasie i o szarlotce


Ostatnie dni były niepodobne do żadnych innych, mam dużo mniej czasu i dużo więcej rzeczy do zrobienia. Powtarzam sobie, że każdy ma tyle samo czasu i są ludzie, którzy zdają się nie zauważać jego upływu. Jakby dla nich stał w miejscu albo przynajmniej wyjątkowo łaskawie traktował. Ale to umiejętność tych ludzi. Dar do zatrzymywania się w chwilach wartych zatrzymania. Zdolność odróżnienia: co warte jest zachodu, a co jest tylko stratą czasu. Zorganizowanie. Albo, wręcz przeciwnie, dawanie się ponosić chwili. Nie planowanie. Spontaniczność? Jaki jest Wasz klucz? Co robicie, by nie stracić cennej chwili i jednocześnie zaoszczędzić jak najwięcej czasu. Mam teraz w głowie słowa pewnej piosenki: są chwile, dla których warto zatrzymać, co dobre w nas; bo są chwile, dla których warto wykradać czasowi czas...Nucę tę piosenkę wykradając porankowi czas na szybką szarlotkę. Sypaną. Z jeszcze gorącym kawałkiem, który rozsypuje się pod łyżeczką, siadam i marnuję w zamyśleniu pięć minut. A może zyskuję? :)


Sypana szarlotka razowa z żurawiną

1 szklanka mąki pszennej razowej
1 szklanka kaszki manny
1/2 szklanki jasnego cukru trzcinowego
łyżeczka proszku do pieczenia
łyżeczka cynamonu
1 kg tartych jabłek (ja użyłam dużego słoika prażonych jabłek)
60 g suszonej żurawiny (można użyć też świeżej!)
ok 60 g zimnego masła
cukier puder do posypania

Piekarnik rozgrzewamy do 190 st. C. Niewielką formę (użyłam prostokątnej blaszki) smarujemy dokładnie masłem. Mąkę, kaszkę, cukier, proszek i cynamon mieszamy. Jedną trzecią sypiemy równomiernie na dno formy, nakładamy połowę jabłek, przysypujemy znów jedną trzecią suchej mieszanki. Układamy warstwę jabłek, a na nich żurawinę. Wierzch posypujemy pozostałą częścią mąki. Masło kroimy w cienkie plasterki i przykrywamy nimi wierzch ciasta. Wstawiamy do piekarnika na 50 minut. Po wyciągnięciu studzimy (szarlotkę najlepiej kroi się gdy całkiem wystygnie, w przeciwnym razie będzie się rozpadać, ale z drugiej strony najlepiej smakuje lekko ciepła:)). Posypujemy cukrem pudrem (u mnie puder trzcinowy wymieszany z cynamonem). Smacznego!



28 October, 2011

Moje comfort food - makaron i grzyby


Wracamy do domu po jesiennym spacerze. Mogłam znów cieszyć się swobodnym wędrowaniem po wrocławskich uliczkach, Rynku, parkach i alejach. Przez ostatnie dwa tygodnie miałam problem ze stopą i byłam uziemiona, każde wyjście kończyło się bólem i wściekłością, że taka piękna jesień przecieka mi między palcami. Ale już po wszystkim:) I chociaż nie powinnam przeciążać stopy, dziś nie mogłam nacieszyć się spacerowaniem i podziwianiem ciepłych barw, jakie nabrał Wrocław w ciągu tego czasu. Z resztą, miałam specjalne zadanie, starałam się zrobić kolorowe zdjęcia dla kogoś wyjątkowego, kto zaprosił mnie do swojego blogu. Efekt możecie obejrzeć w moim gościnnym poście u Schokolade. To było bardzo miłe doświadczenie (dziękuję raz jeszcze Iwonko). Miło było też zjeść porcję gorącego makaronu z moimi ulubionymi dodatkami po powrocie do domu. Odpocząć w ciepłym dresie i skarpetkach, rozpuścić włosy, usiąść wygodnie w fotelu i jeść z miseczki na kolanach oglądając z Lu kreskówkę. Proste danie, które wypełnia brzuszek ciepłem i zadowoleniem;)


Razowy makaron z boczniakiem, cukinią i bryndzą

ok 130 g makaronu razowego (użyłam żytniego)
średnia cukinia
250 g boczniaków
3 niewielkie cebule (użyłam dymki oraz grubej jasnej części szczypioru)
120 g kremowej bryndzy
łyżka masła
2 łyżki oliwy
pół pęczka natki pietruszki
pół pęczka szczypiorku
sól
świeżo mielony pieprz ( u mnie kolorowy)

Makaron gotujemy w osolonej wodzie wg czasu podanego na opakowaniu. Na dużej patelni rozgrzewamy masło i oliwę. Wrzucamy posiekaną w piórka cebulę, lekko solimy. Boczniaka kroimy w paski, gdy cebulka zmięknie, dorzucamy i smażymy, mieszając co jakiś czas przez ok 5-7 minut. Dodajemy cukinię pokrojoną w cienkie paski, smażymy jeszcze chwilę, cukinia powinna zmięknąć ale też pozostać jędrna.

Odcedzony makaron mieszamy z warzywami i boczniakiem, doprawiamy solą i pieprzem. Dodajemy posiekaną pietruszkę i szczypior oraz porcje bryndzy nakładane małą łyżeczką lub rwane palcami. Można wymieszać, by serek się rozpuścił w daniu. Smacznego!:)

27 October, 2011

Hummus, domowy vs sklepowy



Mimo tytułu posta, nie będzie to walka. Tylko porównanie. Jakiś czas temu dostałam do degustacji gotowy hummus marki Whomus?. Degustowałam go z ogromną przyjemnością, bo jestem wielką miłośniczką past wszelakich, a hummus zajmuje na tej liście czołowe miejsce. Odebrałam dwa opakowania hummusu, jeden klasyczny, drugi z dodatkiem pieczonego bakłażana. Od razu otworzyłam oba. I spróbowałam. Mnie osobiście bardziej smakował ten z bakłażanem, był bardziej kwaskowy, chociaż oba są zdecydowanie bardziej kwaśne od tych, które robię w domu. I dla mnie jest to plus (mój mąż z kolei nie zasmakował w tym hummusie). Drugim plusem jest oczywiście wygoda i to, że można szybko ujarzmić nieodpartą chęć na hummus, lub po prostu uraczyć nim niespodziewanych gości, podając go do chleba, krakersów itd. Również dlatego są świetną propozycją na domowe party. A jeśli rozrzedzimy go np. jogurtem otrzymamy pyszny, kwaskowy sos do warzyw lub warzywnych (albo rybnych) kotletów.


Whomus? można kupić w delikatesach, np. w Almie, w Piotrze i Pawle lub Kuchniach Świata.
Muszę teraz sprawiedliwie ujawnić także minus Whomusu - cena. Jak dla mnie za wysoka, ponieważ za 180 g produktu trzeba zapłacić około 13 zł. Mam nadzieję, że to wkrótce się zmieni, bo osobiście bardzo go polubiłam, ale...


Nic jednak nie zastąpi domowego hummusu:) Z którym można eksperymentować na miliony sposobów, za niewielkie pieniądze zrobić sporą ilość pasty (ja zamrażam hummus w plastikowych pojemniczkach i odmrażam gdy jest potrzebny).  Ponieważ cały czas jestem pod urokiem dyni, tym razem zrobiłam taki z dodatkiem pieczonej dyni właśnie. Jest słodkawy i gęsty, zupełnie inny od sklepowego, ale z pewnością bardzo smaczny. Taka wersja odpowiada także mojej Lu (pewnie ze względu na słodycz dyni), która od jakiegoś czasu zupełnie ignorowała walory smakowe tradycyjnego hummusu. Dlatego róbmy swój ulubiony hummus samodzielnie, ale nie zapominajmy też o smakowitej alternatywie na sklepowych półkach;)


Hummus z pieczoną dynią i szałwią

1 puszka ciecierzycy w zalewie (400 g)
500 g dyni, obranej i pokrojonej w kawałki
garść posiekanej świeżej szałwii
oliwa z oliwek
2 łyżki tahini
łyżka jogurtu naturalnego (opcja)
sok z połowy cytryny
sól

Dynię skrapiamy oliwą i posypujemy odrobiną szałwii, pieczemy w 200 st. C. do miękkości. Ciecierzycę odsączamy z zalewy (nie trzeba tego robić bardzo dokładnie), miksujemy razem z dynią. Dodajemy tahini, sok z cytryny, kilka łyżek oliwy i solimy do smaku. Dokładnie mieszamy, gotowy hummus przechowujemy w lodówce do kilku dni (wierzch dodatkowo można skropić oliwą, by nie obsychał lub zakryć folią). Podajemy w ulubiony sposób, np. do pieczywa lub do zup. Smacznego!

26 October, 2011

Pigwa feat. lemon curd, czyli hit drożdżowy


O pigwę nietrudno. Sprzedają ją na allegro, a czasem oddają za darmo na innych portalach. Może sami macie ją w ogrodzie, albo mają ją Wasi sąsiedzi lub bliscy. Ja swoje dostałam od wujka, na jego działce rosły sobie zapomniane, w tamtym roku się spóźniłam, w tym udało się kilka dostać. Miałam wielką ochotę na ciasto drożdżowe z pigwową marmoladą. Bo wieki całe nie jadłam pigwy. I drożdżówki też;) Bardzo lubię ten przepis na ciasto, kiedyś gdzieś go wyszperałam i zapisałam ze swoimi zmianami. Dzisiaj znów go zmieniłam, ponieważ nie miałam golden syrup, użyłam czarnej melasy i ciasto po upieczeniu miało piękny bursztynowy kolor. Więc będzie to zmiana na stałe. A pomysł na kruszonkę znalazłam kiedyś u Liski i często jej używam, zmieniając tylko rodzaj orzechów albo ciastek. Zamiast klasycznego ciasta zrobiłam zawijaniec z marmoladą z pigwy i lemon curd, które zalegało w lodówce. Efekt mnie powalił, to najlepsza drożdżówka jaką kiedykolwiek jadłam, będę do niej często wracać. Wam również polecam. Zatem po kolei:


Marmolada z pigwy
składniki na 1 słoiczek


1 kg pigwy (u mnie były to 3 duże owoce)
1/2 szklanki trzcinowego cukru
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
1 szklanka wody

Pigwę myjemy, obieramy i ścieramy na tarce, wrzucamy na dużą patelnię razem z cukrem i wodą i dusimy, aż pigwa pod naciskiem łyżki będzie się rozpadać, a woda wyparuje. Dodajemy ekstrakt i smażymy jeszcze kilka minut, dokładnie mieszając. Przekładamy do wyparzonego słoiczka. Studzimy i chowamy do lodówki (jeśli nie zamierzamy zużyć marmolady w ciągu tygodnia, pasteryzujemy).


Cytrynowa drożdżówka z pigwą i orzechową kruszonką

Ciasto:

500 g mąki pszennej
50 g masła + do smarowania
7 g drożdży instant
3 łyżki golden syrup (zamieniłam na melasę i polecam, bo ciasto ma wtedy piękny karmelowy kolor)
skórka otarta drobno z jednej niewielkiej cytryny (tylko żółta zewnętrzna część)
płaska łyżeczka soli
300 ml ciepłego mleka

Nadzienie:

3 kopiate łyżki lemon curd
słoiczek marmolady pigwowej z powyższego przepisu

Kruszonka:

100 g pokruszonych herbatników
50 g miękkiego masła
50 g orzechów (użyłam włoskich)

Mąkę zagniatamy z masłem, aż powstaną okruchy, dodajemy drożdże, syrop, mleko, skórkę cytrynową i sól, mieszamy do połączenia składników i przekładamy ciasto na stolnicę podsypaną mąką. Wyrabiamy miękkie i elastyczne ciasto. Formujemy kulę i wkładamy ją do miski wysmarowanej masłem, przykrywamy i odkładamy do wyrośnięcia na godzinę w ciepłe miejsce. Wyrośnięte ciasto wałkujemy na omączonej stolnicy w duży prostokąt (ale bez przesady, mnie wyszedł owal i było ok;))


Rozwałkowane ciasto smarujemy równomiernie lemon curdem. Następnie nakładamy łyżką porcje marmolady i dociskając dłonią pokrywamy nią ciasto.


Ciasto zawijamy w rulon od dłuższego brzegu. Wałek delikatnie rozciągamy i składamy w podkowę.


Przekładamy końce zaplatając ciasto jak na zdjęciu i delikatnie przekładamy do formy nasmarowanej masłem. Zostawiamy do ponownego wyrośnięcia na 30-40 minut.

Piekarnik rozgrzewamy do 200 st. C. Przygotowujemy kruszonkę miksujące pokruszone herbatniki z orzechami (ja tylko drobno posiekałam orzechy), zagniatamy z miękkim masłem. Można schłodzić. Wyrośnięte ciasto smarujemy mlekiem i obficie posypujemy kruszonką. Pieczemy ok 40-45 minut. Wyciągamy ciasto i zostawiamy do całkowitego wystygnięcia. Smacznego!:)


24 October, 2011

Choć Tuwim wiedział co dobre...


Schrupać by rzepkę z kawałkiem chlebka...? Niekoniecznie. I chociaż uwielbiam je na surowo, to dziś mam dla Was coś innego...


Dużo ostatnio eksperymentuję z warzywnymi kotletami i plackami. Warzyw nigdy nie mam dość, dzięki przepisowi na buraczane burgery odkryłam jak łatwo można stworzyć smak, który nie jest podobny do niczego innego, a przy tym doskonale można w nim wyczuć poszczególne warzywa, zioła i przyprawy. Niektóre smakują Poli bardzo, inne kompletnie jej nie odpowiadają, na ogół reagujemy na jedno danie zupełnie odwrotnie:) Tak jest z rzodkwią. Uwielbiam jej ostry smak, od rzodkiewek, przez rzodkiew białą po tę najbardziej intensywną w smaku i zapachu, czarną. Z tej samej rodzinki pochodzą także rzepa i kalarepa i ich łagodny smak moje dziecko akceptuje. Kupiłam na targu żółte małe rzepki późnej odmiany golden ball, ich smak łudząco przypomina właśnie kalarepkę.



 Gdy robiłam burgery z buraków byłam ciekawa jak uformować z wilgotnej masy zgrabne kotlety.  Dodatek mąki razowej załatwił sprawę, ale w wypadku dzisiejszej propozycji, czyli kotletów z soczewicy i rzepy, posłużyłam się mielonymi otrębami owsianymi. Jeśli ich nie dodamy będziemy mieli masę idealną na placki. Zrobiłam dwie wersje. Polecam obie:)


Kotlety z zielonej soczewicy z rzepą i szałwią

200 g drobnej zielonej soczewicy
3 niewielkie rzepki
2 jaja
łyżka skórki otartej z cytryny (tylko żółta część)
2/3 szklanki mielonych otrąb owsianych (lub inne otręby albo zarodki)
garść posiekanej świeżej szałwii
sól morska i świeżo mielony pieprz
mąka razowa do panierowania
oliwa do smażenia

Soczewicę płuczemy w zimnej wodzie. Zalewamy świeżą wodą i na dużym ogniu doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień, przykrywamy i gotujemy do miękkości (ok. 20 minut). Ugotowaną soczewicę odsączamy, połowę miksujemy na gładko. Rzepki myjemy, obieramy i ścieramy na tarce do jarzyn. Mieszamy w misce z soczewicą, jajami i resztą składników (jeśli chcemy smażyć placki, nie dodajemy otrąb i łyżką nakładamy porcje masy na rozgrzaną na patelni oliwę). Formujemy kotlety (nie jest to łatwe, ale należy uzbroić się w cierpliwość i postępować z masą bardzo delikatnie;)) i obtaczamy w mące, smażymy z obu stron, aż się przyrumienią. Ogień nie powinien być zbyt duży, ale na zbyt słabym kotlety nasiąkną tłuszczem, dlatego kładziemy kotlety gdy oliwa dobrze się rozgrzeje. Odsączamy na papierowym ręczniku. Podajemy jak nam się tylko podoba, do ich odświeżającego smaku pasuje sos jogurtowy i pomidory. Smacznego!