13 April, 2013

TYMCZASEM NA TURN GREEN


Dwa kolejne posty i dwa sprawdzone, pyszne i zdrowe przepisy czekają na TURN GREEN, zapraszam serdecznie:)

07 April, 2013

NOWY POST...W NOWYM MIEJSCU


Idzie Wiosna (niby już dawno przyszła, ale wiadomo, jak to z nią jest w tym roku), a z Wiosną zawsze idzie nowe. Dla mnie to "nowe" jest dość wyjątkowe. Jeśli jesteście ciekawi co się zmieni, zapraszam tu: TURN GREEN :)

30 March, 2013

WESOŁEGO ALLELUJA


Kochani, życzę Wam głównie zdrowia, bo sama w tym roku wyjątkowo doceniam jego wartość, próbując wydostać siebie i rodzinę z objęć różnych chorób. Życzę też oczywiście, aby te Święta były jak najsmaczniejsze, najpiękniejsze i najspokojniejsze. A na końcu, choć równie mocno, życzę Wam i sobie aby Wiosna przyszła szybko, bardzo szybko;)

13 March, 2013

WYJĄTKOWA CEBULOWA


Chociaż wszyscy odliczają dni do wiosny, ja wciąż patrzę na śnieg za oknem i myślę tylko o jednym: żeby się rozgrzać. W dodatku jestem uwięziona w domu na kilka dni, kolejny raz w tym roku pokonał mnie jakiś wirus (gdzie się podziała moja odporność?). Lu budzi mnie kilka razy w nocy duszącym kaszlem . Zostaje w domu, ze mną. Chciałybyśmy planować powoli świąteczne wycinanki z papieru, malować kurczaczki, ale nic, absolutnie nic nie wprawia nas w wiosenny nastrój. Wolimy szybko usmażyć mini-pączki i ukryć się pod kocem, czytać bajki o szczęściu, uciąć sobie krótką drzemkę albo obejrzeć kolejny raz nieśmiertelne produkcje Disneya.


W dni takie jak ten lubię też schować się w kuchni, zamknąć drzwi, założyć słuchawki z ulubioną muzyką i gotować. Lubię też odkrywać kolejne wersje moich ukochanych dań. Jedną z nich jest zupa cebulowa, a dziś powstała naprawdę wyjątkowa jej wersja. Trzeba jej poświęcić trochę czasu, ale odwdzięczy się niesamowitym zapachem i smakiem, który odgania myśli o upartym śniegu. Głęboki, ciepły i kojący aromat kuminu i kolendry. Słodki posmak cebuli i selera. A zamiast grzanek z serem - quinoa. Jeśli zechcecie zrobić taką, nie pomijajcie żadnego składnika. Ewentualnie, jeśli nie macie nasion kopru włoskiego, dodajcie posiekany fenkuł do cebuli i selera, suszoną kolendrę możecie zastąpić świeżą, ale dodajcie jej wtedy więcej. Smacznego:)


Jeśli macie problem z odczytaniem przepisu powyżej, oczywiście tradycyjna wersja też jest:) :

Cebulowa z quinoa, selerem naciowym i przyprawami

2 duże cebule
2 łodygi selera naciowego (duże, zewnętrzne)
łyżeczka nasion kuminu
pół łyżeczki nasion kopru włoskiego
3 łyżki oleju roślinnego
łyżka suszonych liści kolendry
pół szklanki quinoa
3 szklanki bulionu (użyłam dużego kubka, więc ok. 1200 ml)
łyżka kremu balsamicznego lub pół łyżki octu balsamicznego
sól i szczypta pieprzu

Cebulę obieramy, kroimy w cienkie piórka, seler naciowy kroimy w plasterki. W garnku o grubym dnie rozgrzewamy olej, wrzucamy nasiona kuminu i kopru, po chwili dodajemy warzywa i dusimy na małym ogniu przez 40 minut, co jakiś czas mieszając. Zalewamy bulionem, dodajemy kolendrę i quinoa, gotujemy przez 20 minut, doprawiamy pieprzem i jeśli trzeba dosalamy. Na końcu dodajemy krem balsamiczny. Jeśli wolicie, quinoa ugotujcie osobno, w wodzie, a zupę zmiksujcie na krem. Smacznego:)



21 February, 2013

ZAMIAST BABKI


Chyba jeszcze nigdy w tak krótkim czasie nie przerobiłam takiej ilości masła i cukru jak w ciągu ostatniego tygodnia. A wszystko to za sprawą ciast, jakie musiałam przygotować...do pracy. Jeśli ktoś nie lubi słodyczy albo całkiem zapomniał jak to jest być dzieckiem, nie jest w stanie sobie wyobrazić jakie męki przechodziła moja Lu nie mogąc skosztować wypieków naszykowanych do zdjęć. Najbardziej kusiła ją pomarańczowa babka. Kiedy więc skończyłam owe wypieki, zabrałam się za coś specjalnie dla niej. Drożdżówki. Z orzechami laskowymi.


Drożdżówki z orzechami laskowymi

250 g mąki + do podsypania
20 g świeżych drożdży
70 g cukru trzcinowego
2 łyżki ciepłego mleka + do posmarowania
2 jajka
po 30 g stopionego masła i oleju

nadzienie:

100 g mielonych orzechów laskowych
50 g cukru trzcinowego
50 g stopionego masła

Drożdże rozcieramy z łyżeczką cukru i mieszamy z mlekiem, odstawiamy na kilkanaście minut.
Jajka ucieramy z cukrem, dodajemy zaczyn, mąkę, masło i olej i wyrabiamy ciasto. Przykrywamy i odkładamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia (aż podwoi objętość).

Składniki nadzienia mieszamy. Wyrośnięte ciasto wałkujemy na prostokąt grubości ok 1 cm, na stolnicy delikatnie podsypanej mąką. Nakładamy orzechowe nadzienie równomiernie na cieście. Zwijamy w roladę od dłuższego boku. Ostrym nożem kroimy powstałą roladę na plastry grubości ok 2 cm, ślimaczki układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia (należy zachować odstępy, bo jeszcze urosną). Odstawiamy ponownie w ciepłe miejsce na ok 30 minut. Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C.
Smarujemy  ślimaczki mlekiem i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy 25-35 minut. Gotowe drożdżówki można polukrować. Smacznego:)



12 February, 2013

ZIMOWA SAŁATKA NA CIEPŁO


Zimą tęsknię za smakiem warzyw. Za ich prawdziwym smakiem, za słodyczą jaką uwalniają w trakcie pieczenia. Czasem zadowoli mnie talerz gotowanego selera, marchwi i kalafiora z masłem i soloną tartą bułką. Czasem nie trzeba nic skomplikowanego aby oswoić zimę i śnieg za oknem. Czasem jednak warto dorzucić (niewiele) więcej aby poczuć się wyjątkowo dobrze. Wszystkie sałatki z pieczonych warzyw mają taką kojącą energię. Bardzo lubię sałatkę Sophie Dahl z batatem i burakami. Za kolory, za ten słodki zapach, który otula mnie za każdym razem, gdy otwieram piekarnik, aby przewrócić warzywa...

Zimowa sałatka Sophie Dahl

2 marchewki
2 korzenie pasternaku
1 słodki ziemniak
2 buraki
1 seler
1 czerwona cebula (użyłam białej, czosnkowej)
sól i pieprz
oliwa
garść posiekanych orzechów włoskich
garść pokruszonego sera feta

Dressing:

2 łyżki oliwy
pęczek natki
1 łyżka octu balsamicznego
1 łyżeczka musztardy (najlepiej dijon)
sok z cytryny

Warzywa obieramy i kroimy na ćwiartki, większe można na ósemki. Rozkładamy na dużej blasze do pieczenia, doprawiamy solą i pieprzem, polewamy oliwą i wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 220 st.C. Pieczemy warzywa ok 30 minut, obracając kilka razy. Podajemy ciepłe, polane dressingiem (zmieszać wszystkie płynne składniki z posiekaną natką) i posypane fetą i orzechami. Smacznego!:)



10 February, 2013

CIASTO Z POLENTĄ, GRUSZKOWE I SYROP TYMIANKOWY


Lubię luty. I mówię to chyba po raz pierwszy w życiu. Aura, choć nie jest w tym roku specjalnie uciążliwa, a nawet momentami słoneczna, nie przeszkadza mi wcale. Może być zimno. Może padać. I to, że nie mam czasu, też ani troszkę mi nie przeszkadza. Nie mam jak go marnować. Tak właśnie czuję się zawsze, gdy zaczynam coś nowego. Lubię ten Luty za to, że przyniósł mi nową pracę, do której chodzę z uśmiechem na twarzy. W pracy robię wiele i będę robić jeszcze więcej rzeczy, a wszystkie sprawiają mi przyjemność. Nie trudno zgadnąć, że wiążą się z gotowaniem i fotografią. I chociaż wracam do domu padnięta, a moje nogi wołają o masaż, czuję się szczęśliwa. Bardzo chciałam się tym z Wami podzielić, a kiedy będę mogła zdradzić więcej szczegółów, zdradzę z pewnością. Póki co, nie zapeszam:)

A okres "mama na wychowawczym" powoli zamykam i świętuję ciastem. Prostym, ale pysznym ciastem, którego podstawą jest receptura Sophie Dahl. Podziękowałam pomarańczom, a dodałam gruszki, które ostatnio zawalają mi kuchnię, z powodu uwielbienia jakim darzy je moje dziecko. Syrop tymiankowy był ostatnim pociągnięciem pędzla. Głęboki, ziołowy posmak syropu, ziarnista, ale wilgotna faktura ciasta i Niedziela z rodziną. Grzech prosić o więcej...


Gruszkowe ciasto z polentą
na podstawie przepisu Sophie Dahl z książki Apetyczna Panna Dahl

100 g miękkiego masła
125 g cukru (o 100g mniej niż w oryginale)
3 jajka
50 g mąki orkiszowej
100 g mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
130 g polenty
80 g pełnotłustego jogurtu greckiego
2 łyżki płynnego miodu
niewielka gruszka, przekrojona wzdłuż i na plastry szerokości ok.0,5 cm

Syrop tymiankowy

50 ml wody
2 łyżeczki suszonego tymianku
3 pełne łyżki jasnego cukru trzcinowego
2 łyżki miodu

Piekarnik rozgrzewamy do 180 st. C. Tortownicę (śr.23 cm ale ja użyłam większej) natłuszczamy i wykładamy dno papierem.

Masło ucieramy z cukrem na puszystą masę, dodajemy kolejno po jednym jajku, w dalszym ciągu ucierając. Obie mąki i proszek do pieczenia mieszamy i dodajemy do masy, dokładnie łączymy. Dodajemy jogurt, polentę i miód, mieszamy i wykładamy ciasto do formy. Na wierzchu spiralnie układamy plastry gruszki, lekko wbijając w ciasto jeden z brzegów. Pieczemy 45-60 minut, lub do momentu, aż patyczek wbity w ciasto, po wyciągnięciu będzie czysty. Gotowe ciasto wyciągamy i studzimy (przez chwilę w formie, po kilku minutach rozpinamy tortownicę).

Aby przygotować syrop zagotowujemy wodę w rondelku, dodajemy tymianek, po minucie dodajemy cukier i miód, mieszamy, aż się rozpuszczą i na niewielkim ogniu gotujemy, aż część wody odparuje i uzyskamy gęstość syropu (pamiętajcie, że syrop w miarę studzenia będzie gęstniał, więc nie gotujmy go zbyt długo). Jeszcze gorący syrop przecedzamy przez sitko i podajemy do ostudzonego ciasta. Smacznego!




25 January, 2013

ZIELONE KOTLECIKI Z CIECIORKĄ


Dziś na szybko, kotleciki z cieciorką i kaszą jaglaną. Z pachnącymi przyprawami i moją ulubioną zieleniną, pewnie domyślacie się jaką;) I czosnek, bez czosnku ani rusz w tym chorobowym sezonie. Pozdrawiam Was ciepło:)


Kotleciki z cieciorką, szpinakiem i kaszą jaglaną

100 g kaszy jaglanej
100 g szpinaku mrożonego, rozdrobnionego (lub drobno posiekane liście)
200 g cieciorki ugotowanej lub z puszki, waga po odsączeniu
łyżeczka mielonych nasion kuminu
łyżeczka mielonej kolendry
pęczek szczypiorku
2 ząbki czosnku
1-2 łyżki oliwy
sól i pieprz, świeżo mielony

panierka:

kilka łyżek bułki tartej, pełnoziarnistej
kilka łyżek mąki (mniej niż bułki)
łyżeczka curry
spora szczypta soli
opcjonalnie: 1-2 łyżki mielonych orzechów włoskich

olej do smażenia

Kaszę płuczemy na sitku wrzącą wodą, gotujemy w dwóch szklankach osolonej wody. W dużej misce mieszamy odmrożony szpinak i cieciorkę z oliwą, blenderem miksujemy chwilę, ale nie na całkiem gładką masę, kawałki cieciorki mile są wskazane:) Masę łączymy z kaszą, dodajemy starty czosnek, posiekany szczypiorek i doprawiamy resztą przypraw. Wyrabiamy masę, gotową do lepienia kotlecików. Jeśli jest zbyt sucha, można dodać odrobinę oliwy, jeśli zbyt rzadka można dodać do niej trochę bułki tartej, ale z podanych proporcji powinna wyjść taka jak trzeba. W osobnym naczyniu mieszamy wszystkie składniki panierki, wilgotnymi dłońmi formujemy niewielkie kulki, lekko spłaszczamy i obtaczamy w panierce. Smażymy kotleciki na niewielkiej ilości rozgrzanego oleju, kilka chwil, do zrumienienia panierki. Odsączyć na papierowym ręczniku.

Należy się z nimi delikatnie obchodzić, ponieważ są delikatne i mogą się nieco rozpadać - jeśli chcecie to ominąć, można masę poprawić jajkiem i bułką tartą, ale mi zależało na wersji bez jajek. Jeśli natomiast zrobicie masę z podwojonych składników, część możecie zapiec w natłuszczonej foremce, a po ostygnięciu zalać czosnkowym masłem i schłodzić. Otrzymacie pyszny pasztet, który my lubimy na żytnim chlebie i z dodatkiem suszonych pomidorów. Możecie też część masy wykorzystać jako farsz do pierogów:) Smacznego!

22 January, 2013

ZGRANY DUET


Wieczorne rozmowy. Mnóstwo pytań, na każdy temat. Kiedy kładę się wieczorem przy mojej córce, mamy czas, by porozmawiać o wszystkim i o niczym. Może wtedy zapytać o co tylko chce. I pyta. O sprawy życiowe, ważne oraz o te przyziemne. Skąd się biorą dzieci? Czemu się umiera? Jaki jest Twój ulubiony kolor? Rozmawiamy o tym co było i o tym, co będzie. Czytamy bajki. Planujemy następny dzień i wspominamy ten miniony. A gdy pytam jaki sernik upieczemy, bez wahania odpowiada "malinowy!". Zabawne, że i mi taki chodził po głowie. Następnego dnia czeka niecierpliwie, aż wrócę ze składnikami ze sklepu. Przystawia krzesełko, by sięgnąć kuchennego blatu. Na widok ciastek do pokruszenia świecą jej się oczy. A gdy sernik ląduje w piekarniku, szybko idzie spać "żeby było już rano, żeby zrobić zdjęcia i w końcu go zjeść"...

Wspólnymi siłami zrobiłyśmy pyszny sernik, nie za słodki, lekko kwaskowy dzięki dodatkowi dżemu malinowego, z cudownie słodką polewą z białej czekolady, która równoważy smak sernika. Jest puszysty i kremowy, z pewnością do niego wrócimy.


Sernik malinowo-kokosowy z białą czekoladą

Spód:

150 g herbatników kokosowych (lub zwykłych)
40 g stopionego masła

Masa:

800 g trzykrotnie zmielonego sera (np. z wiaderka)
200 g gęstej śmietany 36%
4 jajka - osobno żółtka i białka
100 g cukru
40 g (opakowanie) budyniu malinowego (lub śmietankowego)
3-4 łyżki dżemu malinowego, niskosłodzonego
100 g białej czekolady

Polewa:

100 g białej czekolady
łyżka masła
100 g śmietanki 36%
4 łyżki wiórków kokosowych, podprażonych na suchej patelni


Ciasteczka kruszymy i mieszamy z masłem. Dno tortownicy wykładamy papierem do pieczenia, boki smarujemy odrobiną masła. Wykładamy spód ciasteczkami. Dociskamy i odkładamy na bok.
Piekarnik rozgrzewamy do 185 st. C.

Tabliczkę czekolady rozpuszczamy w kąpieli wodnej.
Ser miksujemy ze śmietaną i cukrem. Dodajemy kolejno po jednym żółtku, każde miksując dokładnie z masą. Dodajemy budyń, mieszamy i miksujemy. Białka ze szczyptą soli ubijamy na sztywną pianę, dodajemy część do masy serowej, delikatnie, ale dokładnie mieszamy, następnie tak samo postępujemy z resztą piany. Masę dzielimy na dwie części, jedną łączymy z czekoladą, wylewamy na ciasteczkowy spód. Drugą część miksujemy z dżemem malinowym i wylewamy na pierwszą, starając się wlewać ją na środku. Wstawiamy sernik do piekarnika i pieczemy 60 minut (w razie przypiekania się wierzchu, przykrywamy folią aluminiową). Gotowy sernik studzimy całkowicie w wyłączonym, uchylonym piekarniku.

Aby przygotować polewę rozpuszczamy czekoladę z masłem w kąpieli wodnej, dodajemy śmietankę i dokładnie mieszamy, aby masa była gładka i bez grudek. Wylewamy na wystudzony sernik i posypujemy lekko uprażonymi wiórkami kokosowymi. Wstawiamy do lodówki na kilka godzin, najlepiej na noc. Smacznego:)


19 January, 2013

ZUPA I SZARŁAT


Są dni, kiedy jedyne co mi potrzebne do szczęścia to talerz pożywnej zupy z kromką żytniego chleba na zakwasie. 

Nie znam osoby, która zimą zamieniłaby parującą zupę na coś innego. Ja lubię chyba każdą, ale najbardziej te, do których dodaje się kasze. Toteż najczęściej przyrządzam nasz ukochany krupnik. Ale cieszy mnie jarzynowa z kaszką kukurydzianą, ryżanka mojej mamy, która używa do niej basmati, przez co jej zapach jest po prostu uzależniający i czyni z tak banalnej zupy coś wyjątkowego. Lubię zupy, w których pływają duże liście szpinaku w towarzystwie komosy lub amarantusa. 

Zupę, którą dziś pokazuję, zrobiłam właśnie z amarantusem, a podstawa tego przepisu to porowa mojej mamy, którą zazwyczaj zjadamy z makaronem. Moja wersja jest bogatsza o szpinak i amarantus oraz doprawiona czosnkiem i tymiankiem. Marchew możecie pominąć, ja dodałam ją ze względu na Lu, dla której zupa bez marchewki to nie zupa;) Spróbujcie!


Zupa porowo-szpinakowa z amarantusem

2 duże pory (jasne części)
spora garść szpinaku (liście świeże lub mrożone)
1 duża marchew pokrojona w słupki (opcja)
2,5 l litra bulionu warzywnego lub rosołu
2 porządne łyżki masła
200 g serka topionego, najlepszego jaki uda się Wam zdobyć*
sól morska i świeżo mielony pieprz
duży ząbek czosnku
łyżeczka suszonego tymianku
niepełna filiżanka ziaren amarantusa (ok 100 g)

Pory myjemy, siekamy na półplasterki i dusimy na maśle. W garnku gotujemy bulion, po ok 10 minutach dodajemy uduszone pory, marchew, przepłukany pod bieżącą wodą amarantus oraz pokrojone w kostkę serki topione. Gotujemy mieszając co jakiś czas, aż marchew zmięknie, a serki całkowicie się rozpuszczą czyli ok 15 minut. Pod koniec gotowania dodajemy szpinak, można go posiekać, ale ja lubię duże kawałki liści. Doprawiamy solą. Wyłączamy ogień pod garnkiem i dodajemy tymianek oraz drobno starty czosnek. Zostawiamy chwilę pod przykryciem, podajemy zupę oprószoną świeżo mielonym pieprzem. Smacznego!

*wybierzcie taki, który w składzie na pierwszym miejscu ma sery, a dopiero potem wodę;) 





18 January, 2013

BEZY, ZIMNE DŁONIE I BUDYŃ POD SZKŁEM



Chorowanie się nie kończy. Mam wrażenie, że testuję nowe odmiany grypy, głównie takie, które sprawiają, że głowa mi pęka, nos i zatoki są zabetonowane, a zmysły powoli tracę (zwłaszcza węchu i smaku). Lu z zapaleniem ucha zamiast w przedszkolu albo na sankach, siedzi w domu. Walczymy. Na moment wracają mi postradane zmysły i mam ochotę zjeść wszystko, czego smak jest mi miły. Zimnymi palcami zagniatam kruche ciasto. Lu chce ciastka-serduszka. Ja chcę tartę. I bezy. I budyń. I karmel. Robimy to wszystko za jednym zamachem. Wszystko się zazębia, komponuje w zestaw pysznych smaków. Nic się nie marnuje. Zjadamy szybko, zanim znów stracimy zmysły. Wskakujemy pod kołdrę i oglądamy ulubione filmy i bajki. Za oknem jest biało. I na sercach jest biało.


Kruche ciastka maślane z koprem włoskim

220 g mąki
100 g cukru
100 g zimnego masła
2 jajka
łyżeczka nasion kopru włoskiego, drobno posiekane nożem lub zmielone

dodatkowo: szczypta soli, cukier puder i odrobina całych nasion kopru włoskiego

Piekarnik rozgrzewamy do 190 st.C.
Masło siekamy i mieszamy z cukrem, mąką i nasionami kopru, aż powstaną okruchy. Oddzielamy żółtka od białek (białka chowamy do lodówki) i dodajemy do ciasta. Zagniatamy szybko ciasto. Można schłodzić, ale ja pomijam ten krok. Odrywamy po kawałku i wałkujemy dość cienko między arkuszami papieru do pieczenia. Foremką wykrawamy serduszka (lub inne, dowolne kształty) i delikatnie układamy je na blaszce wyłożonej papierem. Pieczemy ok 10-15 minut, upieczone ciastka przekładamy na kratkę i studzimy (ja przełożyłam je za pomocą dużego noża). To ile ciastek zrobicie zależy tylko od Was, ja zrobiłam kilkanaście sztuk a pozostałe ciasto zużyłam jako spód do tarty.

Schłodzone białka ubijamy ze szczyptą soli, następnie wciąż ubijając dodajemy stopniowo cukier puder, aż powstanie gęsty lśniący lukier. Smarujemy nim ciastka i posypujemy z umiarem nasionami kopru włoskiego (ja dodatkowo jak widać kolorową posypką - jak szaleć to szaleć;)). Zostaje sporo lukru więc najrozsądniej zrobić z niego bezy:

Temperaturę w piekarniku zmniejszamy do 150 st. C. Na blasze wyłożonej papierem nakładamy porcje lukru łyżką (jeśli wolicie możecie pobawić się workiem cukierniczym, ale ja jestem ciężko chora i nie mam na to siły;) ). Pieczemy bezy ok 35-40 minut (lub dłużej, ale w mniejszej temperaturze, ja lubię chrupkie z zewnątrz a ciągnące się w środku). Studzimy na kratce.



Jak wspomniałam, zrobiłam też tartę, ale dodanie przepisu wydaje się zbędne, bo jest całkiem banalny. Kruche ciasto zrobiłam z przepisu na ciasta, czyli z dodatkiem kopru włoskiego, który nadaje ciastu lekko anyżowy posmak (nic nie stoi na przeszkodzie, by użyć samego anyżu, ale go nie miałam). Nadzienie powstało z waniliowego budyniu, mało słodkiego, ponieważ po schłodzeniu wierzch posypałam cukrem i skarmelizowałam go za pomocą palnika - taka namiastka crème brûlée:). Smacznego!


06 January, 2013

NIEDZIELNE GOFRY


Nie staram się omijać bloga, raczej mijam się w ogóle z komputerem ostatnio. Staram się w tym roku układać wszystko i zaplanować. Od grudnia Lu chodzi do przedszkola, chociaż więcej przebywa w domu, chora. A mimo to, tak wiele się zmieniło. Dni zaczynają nabierać rytmu, po to by za chwilę znów stać się chaosem, który trzeba będzie ogarnąć. Przede mną ciekawe perspektywy, nie zapeszam, ale miło myśleć, że lada dzień moja praca będzie też ogromną przyjemnością. Nowy Rok i nowe sprawy. Nowe sytuacje, do których trzeba na szybko dojrzeć i zaakceptować w swoim życiu. Nie składałam Wam życzeń więc przyjmijcie je teraz, spóźnione, ale szczere,  pełne nadziei, że Wasz Nowy Rok będzie dużo lepszy niż poprzedni, nie braknie Wam zdrowia, entuzjazmu i uśmiechów.

Tymczasem nasz niedzielny poranek upłynął w towarzystwie głośnych śmiechów przeplatanych kłótniami. Lu i jej starszy kuzyn szaleją odkąd otworzyli oczy, a ja rozgrzewam gofrownicę. Cała góra gofrów znika w kilka chwil. Z powidłami ze śliwek z dziadkowego ogrodu. Ja swoje zjadam z wiśniami (z tego samego ogrodu) i syropem amaretto.

Gofry nie są słodkie, poza melasą nie zawierają cukru, więc są idealne do bardziej słodkich dodatków albo...słonych, np. kremowego pikantnego twarożku z przyprawami.


Drożdżowe gofry z melasą

15 g świeżych drożdży
2 łyżki melasy
2 filiżanki (używam o poj.200 ml) mleka
2 filiżanki mąki
2 jaja, najlepiej wiejskie
1/2 filiżanki oliwy
szczypta soli

Odmierzyć pół filiżanki mleka, podgrzać i w dużej misce wymieszać z melasą. Wkruszyć drożdże, zasypać łyżką mąki i odstawić na 5-10 minut.

Jajka roztrzepać z oliwą i szczyptą soli. Odstawić.
Do zaczynu dodać resztę mleka i mąki, wymieszać, dodać masę jajeczną i dokładnie wymieszać trzepaczką, do uzyskania gładkiego ciasta bez grudek. Przykryć miskę i odstawić w ciepłe miejsce na 30-60 minut.
Rozgrzać gofrownicę i delikatnie posmarować niewielką ilością oleju (za pomocą pędzla lub spryskać). Nakładać porcje ciasta i piec kilka minut, aż ładnie się przyrumienią. Zjadać najlepiej ciepłe, z ulubionymi dodatkami. Smacznego!:)