Czasami po prostu nie ma jak wyjść. Pogoda, choroba...lenistwo? Wtedy zawsze robię przegląd szafek i staram się wykorzystać, to co mam w domu. Tak powstało jedne ze smaczniejszych curry jakie udało mi się zrobić. Wspominałam już o moim uczuleniu na krewetki, wobec którego poszukuję coraz to innych dodatków, bo poza rybą i mięsem w curry może znaleźć się właściwie wszystko na co mamy ochotę. Ja miałam ochotę na pikantne pulpety z cieciorki, przyrządzane niemal tak samo jak falafel. I od tego się zaczęło.
Nie moczyłam wcześniej ciecierzycy, ponieważ nie planowałam obiadu. Miałam puszkę gotowej. Masa z takowej wymaga dodania mąki i porządnego schłodzenia, by kulki nie rozpadły się podczas smażenia.
W lodówce natomiast stała niedoceniona do tej pory pasta arachidowa, której używałam w małej ilości i rzadko. Do curry nadaje się idealnie. Użyłam tajskiej, pikantnej pasty, ale można zrobić taką samodzielnie miksując orzeszki z mlekiem kokosowym, sokiem z limonki, chili i dowolnymi dodatkami. Myślę, że jeśli ktoś lubi słodkawy posmak w orientalnych daniach to nada się nawet masło orzechowe.
No i akcent warzywny. Tu należało zaglądnąć do zamrażarki, ale i ona domaga się zakupów. Spojrzałam na marchewkę z groszkiem. Why not, pomyślałam. Jej także przyda się refresh wizerunku;)
Ryż jest u mnie zawsze, więc z tym akurat nie było problemu. Teraz wystarczy tylko poskładać to wszystko w pyszną całość. Lubię gotowanie z wykorzystaniem wyłącznie tego co mamy w domu, bez wychodzenia na zakupy. To pozwala na kreatywność i zużycie tego, co zalega w szafkach i nie może doczekać się swego udziału w obiedzie. Kiedyś odważę się na dłuższy czas takiego gotowania. Póki co przypadkowy twór, będący owocem mojego przeziębienia.
Składniki:
Kotleciki:
- puszka ciecierzycy (o wadze 400 g)
- cebula
- łyżeczka kuminu
- pół łyżeczki curry
- pół łyżeczki cayenne
- szczypta soli
- łyżka sezamu (może być lekko prażony)
- 2-3 łyżki mąki (z cieciorki lub kukurydzianej)
- olej do smażenia
- 250 g mrożonki marchewki z groszkiem (lub inne, dowolne warzywa)
- 250 ml bulionu
- 150 g niesłodzonej pasty arachidowej
- 150 g śmietanki kremówki (w celu ograniczenia kalorii można zastąpić jogurtem;)
- łyżka sezamu
- po łyżeczce: nasion kuminu, kolendry, ew. kozieradki, utłuczone w moździerzu
- pół łyżeczki chili w proszku
- pół łyżeczki imbiru w proszku (nie miałam świeżego)
- ew. pół łyżeczki garam masala (można dodać tylko szczyptę cynamonu i gałki muszkatołowej, w połączeniu z kuminem i kolendrą otrzymamy podobny efekt aromatyczny)
- 1-2 łyżki oleju lub klarowanego masła
- posiekana świeża mięta (lub kolendra)
- ryż (basmati lub jaśminowy)
Curry: W garnku rozgrzewamy olej lub masło, wrzucamy wszystkie przyprawy, prócz garam masali (wedyjska kuchnia nakazuje robić to w pewnej kolejności, by każda przyprawa miała czas na uwolnienie aromatu, ale nie pamiętam tej kolejności, a byłam zbyt głodna by szukać książki ;-). Smażymy, aż poczujemy ich wyraźny zapach uważając by ich nie spalić. Dodajemy marchew z groszkiem oraz sezam, smażymy 5 minut, często mieszając. Po tym czasie dodajemy pastę arachidową, mieszamy i smażymy minutkę, po czym zalewamy wszystko bulionem. Przykrywamy garnek i gotujemy całość na niedużym ogniu przez jakieś 5-10 minut, w zależności jaką twardość warzyw lubimy. Dodajemy śmietankę i garam masalę, zagotowujemy i podajemy z kotlecikami i ugotowanym na sypko ryżem. Całość posypujemy miętą lub kolendrą.
10 comments:
Przypadkowe twory są często bardzo udane. Też czasami zdaję się na moją intuicję i inwencję twórczą i przeważnie nie żałuję :)
Twój twór wygląda bardzo apetycznie! :)
Bardzo smaczny wytwór tego,co ma się w domu! Ja też mam zawsze niektóre stałe produkty,z których robię coś raz-dwa.
Szkoda,że masz uczulenie na krewetki...One właśnie zawsze u mnie są.Albo świeże,albo zamrożone.
Ciepło pozdrawiam!
Nagle poczułam się bardzo głodna;-)
Oj tak, gotowanie całkowicie "po swojemu' to cudowna zabawa! A jaki człowiek potem jest dumny, jeśli się uda!
Przepyszny obiad ugotowałaś. :)
Pozdrawiam!
arcykreatywnie.
wspaniałe curry. podoba mi się pomysł z wykorzystaniem tylu warzyw.
i te boskie kotleciki.
Mniam, kocham curry i podoba mi się twoja mieszanka. Widzę, że również jesteś chora i leniwa jak każda z nas.
Pozdrawiam
takie wymiatacze zapasów, również ja uwielbiam! można rozwijać kulinarną kreatywność, jak nic :)
a te pulpeciki z cieciorki wyglądają wspaniale!
Ja tez jestem uczulona na krewetki, na wszystkie owoce morza wlasciwie... A z zapasow 'szafkowych' korzystam bardzo czesto; raz w tygodniu robie weekend bez zakupow i wymyslam co sie da z zapasow wlasnie ;)
Twoje curry brzmi bardzo smacznie!
Pozdrawiam serdecznie i milego weekendu zycze :)
PS. Jesli masz czas to zerknij do mnie - znalazlam pewien link 'ziolowy', ktory moze Cie zainteresuje :)
Wygląda pysznie. Aż mi cieknie ślinka. Przypomniałaś mi o moich małych indyjskich pulpecikach, które mam w zamrażarce. :)
dziękuję Wam, szkoda, że nie da się tu zapachu przesłać;-) postanowiłam, że przyszły tydzień będzie bez zakupów, owoce tej "zabawy" oczywiście będą na blogu, pod warunkiem, że będą zjadliwe i reprezentacyjne;)
Post a Comment