06 February, 2011

gdy nie ma jak wyjść. curry


Czasami po prostu nie ma jak wyjść. Pogoda, choroba...lenistwo? Wtedy zawsze robię przegląd szafek i staram się wykorzystać, to co mam w domu. Tak powstało jedne ze smaczniejszych curry jakie udało mi się zrobić. Wspominałam już o moim uczuleniu na krewetki, wobec którego poszukuję coraz to innych dodatków, bo poza rybą i mięsem w curry może znaleźć się właściwie wszystko na co mamy ochotę. Ja miałam ochotę na pikantne pulpety z cieciorki, przyrządzane niemal tak samo jak falafel. I od tego się zaczęło.
Nie moczyłam wcześniej ciecierzycy, ponieważ nie planowałam obiadu. Miałam puszkę gotowej. Masa z takowej wymaga dodania mąki i porządnego schłodzenia, by kulki nie rozpadły się podczas smażenia.

W lodówce natomiast stała niedoceniona do tej pory pasta arachidowa, której używałam w małej ilości i rzadko. Do curry nadaje się idealnie. Użyłam tajskiej, pikantnej pasty, ale można zrobić taką samodzielnie miksując orzeszki z mlekiem kokosowym, sokiem z limonki, chili i dowolnymi dodatkami. Myślę, że jeśli ktoś lubi słodkawy posmak w orientalnych daniach to nada się nawet masło orzechowe.

No i akcent warzywny. Tu należało zaglądnąć do zamrażarki, ale i ona domaga się zakupów. Spojrzałam na marchewkę z groszkiem. Why not, pomyślałam. Jej także przyda się refresh wizerunku;)

Ryż jest u mnie zawsze, więc z tym akurat nie było problemu. Teraz wystarczy tylko poskładać to wszystko w pyszną całość. Lubię gotowanie z wykorzystaniem wyłącznie tego co mamy w domu, bez wychodzenia na zakupy. To pozwala na kreatywność i zużycie tego, co zalega w szafkach i nie może doczekać się swego udziału w obiedzie. Kiedyś odważę się na dłuższy czas takiego gotowania. Póki co przypadkowy twór, będący owocem mojego przeziębienia.


Arachidowe curry z kotlecikami z cieciorki

Składniki:

Kotleciki:
  • puszka ciecierzycy (o wadze 400 g)
  • cebula
  • łyżeczka kuminu
  • pół łyżeczki curry
  • pół łyżeczki cayenne
  • szczypta soli
  • łyżka sezamu (może być lekko prażony)
  • 2-3 łyżki mąki (z cieciorki lub kukurydzianej)
  • olej do smażenia
Curry:
  • 250 g mrożonki marchewki z groszkiem (lub inne, dowolne warzywa)
  • 250 ml bulionu
  • 150 g niesłodzonej pasty arachidowej
  • 150 g śmietanki kremówki (w celu ograniczenia kalorii można zastąpić jogurtem;)
  • łyżka sezamu 
  • po łyżeczce: nasion kuminu, kolendry, ew. kozieradki, utłuczone w moździerzu
  • pół łyżeczki chili w proszku
  • pół łyżeczki imbiru w proszku (nie miałam świeżego)
  • ew. pół łyżeczki garam masala (można dodać tylko szczyptę cynamonu i gałki muszkatołowej, w połączeniu z kuminem i kolendrą otrzymamy podobny efekt aromatyczny)
  • 1-2 łyżki oleju lub klarowanego masła
  • posiekana świeża mięta (lub kolendra)
  • ryż (basmati lub jaśminowy)
Przygotowujemy masę na kotleciki: odsączoną cieciorkę miksujemy z cebulą i przyprawami, dodajemy mąkę i sezam i mieszamy. Schładzamy masę w lodówce przez 30 minut. Następnie formujemy niewielkie kotleciki i smażymy na rozgrzanym oleju, z obu stron (lub w głębokim tłuszczu). Wyciągnięte kotleciki odsączamy z tłuszczu na ręczniku papierowym.

Curry: W garnku rozgrzewamy olej lub masło, wrzucamy wszystkie przyprawy, prócz garam masali (wedyjska kuchnia nakazuje robić to w pewnej kolejności, by każda przyprawa miała czas na uwolnienie aromatu, ale nie pamiętam tej kolejności, a byłam zbyt głodna by szukać książki ;-). Smażymy, aż poczujemy ich wyraźny zapach uważając by ich nie spalić. Dodajemy marchew z groszkiem oraz sezam, smażymy 5 minut, często mieszając. Po tym czasie dodajemy pastę arachidową, mieszamy i smażymy minutkę, po czym zalewamy wszystko bulionem. Przykrywamy garnek i gotujemy całość na niedużym ogniu przez jakieś 5-10 minut, w zależności jaką twardość warzyw lubimy. Dodajemy śmietankę i garam masalę, zagotowujemy i podajemy z kotlecikami i ugotowanym na sypko ryżem. Całość posypujemy miętą lub kolendrą.

10 comments:

Martyna said...

Przypadkowe twory są często bardzo udane. Też czasami zdaję się na moją intuicję i inwencję twórczą i przeważnie nie żałuję :)
Twój twór wygląda bardzo apetycznie! :)

Amber said...

Bardzo smaczny wytwór tego,co ma się w domu! Ja też mam zawsze niektóre stałe produkty,z których robię coś raz-dwa.
Szkoda,że masz uczulenie na krewetki...One właśnie zawsze u mnie są.Albo świeże,albo zamrożone.
Ciepło pozdrawiam!

Patrycja said...

Nagle poczułam się bardzo głodna;-)

Anonymous said...

Oj tak, gotowanie całkowicie "po swojemu' to cudowna zabawa! A jaki człowiek potem jest dumny, jeśli się uda!

Przepyszny obiad ugotowałaś. :)

Pozdrawiam!

Karmel-itka said...

arcykreatywnie.
wspaniałe curry. podoba mi się pomysł z wykorzystaniem tylu warzyw.
i te boskie kotleciki.

muffinka said...

Mniam, kocham curry i podoba mi się twoja mieszanka. Widzę, że również jesteś chora i leniwa jak każda z nas.

Pozdrawiam

ewe.kott said...

takie wymiatacze zapasów, również ja uwielbiam! można rozwijać kulinarną kreatywność, jak nic :)

a te pulpeciki z cieciorki wyglądają wspaniale!

Bea said...

Ja tez jestem uczulona na krewetki, na wszystkie owoce morza wlasciwie... A z zapasow 'szafkowych' korzystam bardzo czesto; raz w tygodniu robie weekend bez zakupow i wymyslam co sie da z zapasow wlasnie ;)
Twoje curry brzmi bardzo smacznie!

Pozdrawiam serdecznie i milego weekendu zycze :)

PS. Jesli masz czas to zerknij do mnie - znalazlam pewien link 'ziolowy', ktory moze Cie zainteresuje :)

Ag said...

Wygląda pysznie. Aż mi cieknie ślinka. Przypomniałaś mi o moich małych indyjskich pulpecikach, które mam w zamrażarce. :)

Mar said...

dziękuję Wam, szkoda, że nie da się tu zapachu przesłać;-) postanowiłam, że przyszły tydzień będzie bez zakupów, owoce tej "zabawy" oczywiście będą na blogu, pod warunkiem, że będą zjadliwe i reprezentacyjne;)