22 January, 2011

nie mam formy do clafoutis


I sama nie wiem czemu. Mam jak każda kucharząca żona i matka przeróżne formy do zapiekanek, tart, muffinów, stosy blach i blaszek,a do jednego z moich ulubionych deserów nie mam, ot co:) Jakoś zawsze robię go w nieco wyższej formie niż potrzeba, z resztą naprawdę dawno go nie robiłam, bo kojarzy mi się z latem, czereśniami i wiśniami. Uwielbiam go za prostotę, łatwość wykonania i właśnie te wszystkie cechy lata, ciepłych dni zamkniętych w cieście z owocami. Więc chyba jednak nie o formę tu chodzi. A o treść;)

Clafoutis lubię jeść jeszcze ciepłe, prosto z formy. Gdy w środku zimy przyszła mi ochota na ten deser/ciasto, wyciągnęłam z zamrażarki śliwki. Bo tu w zasadzie panuje dowolność, można użyć dowolnych, ulubionych owoców. Ponieważ smak jaj jest mocno wyczuwalny warto użyć jak najlepszych jaj wysokiej jakości. Można nie używać miksera i ucierać ciasto ręcznie, ale trzeba to robić bardzo dokładnie, by masa była gładka i bez grudek.


Clafoutis ze śliwkami
Składniki:
  • ok 40 dag śliwek (po rozmrożeniu i odsączeniu)
  • 5 łyżek mąki
  • niepełna szklanka mleka (3/4)
  • 3 jaja
  • pół szklanki cukru
  • szczypta soli
  • kilka kropli aromatu rumowego (niekoniecznie, ale można użyć rumu do śliwek jeśli deser będą jeść tylko dorośli:))
  • masło do wysmarowania formy
Śliwki, rozmrożone i osuszone, mieszamy z łyżką cukru [jeśli używamy rumu (2 łyżki) zamiast olejku to także mieszamy go ze śliwkami]. Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C. Oddzielamy żółtka od białek, żółtka mieszamy z mlekiem oraz mąką i pozostałym cukrem (i olejkiem, jeśli go używamy). Ucieramy wszystko na gładką masę. Białka z solą ubijamy na sztywną pianę, delikatnie, ale dokładnie wmieszamy ją w ciasto. Formę wysmarować porządnie masłem. Ułożyć śliwki i zalać masą (z powodu wymiarów mojej formy ułożyłam śliwki na cieście, bo zniknęłyby pod zbyt wysokim ciastem). Piec clafoutis przez ok 45 - 50 minut. Najlepiej smakuje gdy jest ciepławe:)

11 comments:

cudawianki said...

lubie i to bardzo!

ola7 said...

fajne i bez formy:)

Amber said...

Ja też nie mam, bo pękła...Ale takie pyszności można widać i bez niej wyczarować.Dla mnie super!

lo said...

Clafoutis kojarzy mi się z latem i wiśniami, ale może właśnie teraz trzeba je zjeść, żeby odpędzić chłód zimy.

majka said...

Pyszny deser. Jeszcze nie robilam ale od dawna juz sie przemierzam :) A ja wlasnie kupilam mrozone sliwki do jutrzejszego deseru. Tez bede przywolywac lato :)

Anonymous said...

Mnie clafoutis nie wyszło. Przygotowywałam go raz jeden, latem jeszcze. Jakieś takie było... omletowe. Ale jak omlet z samych jajek, a nie puszysty i lekko biszkoptowy, jak to być powinno. Zraziłam się, ale nawet nieudane zniknęło błyskawicznie. Może czas na powtórkę?

Pozdrawiam! :)

muffinka said...

Zaczarowałaś mnie tym przpisem, ja również uwielbiam clafoutis i też nie mam formy, przydałaby się, więc nie jeseś jedyną, która jej nie posiada.

Wypróbowałam zupę czosnkową, troszkę pozmieniałam, zreszta sama zobaczysz na moim blogu.


Pozdrawiam, miłeg dnia!

Arvén said...

A ja znoszę do domu tyle form, foremek, blaszek i bambetli kulinarnych, że za niedługo własna Rodzicielka mnie wyeksmituje z mieszkania...z całym tym wyposażeniem.
Nie robiłam nigdy clafoutis, a szkoda, bo mam dostęp do dobrych jajek...i pewnie wyszłoby nieźle!
Ale formy nie mam. Też.

Karmel-itka said...

och, u mnie już na bibeloty kuchenne miejsca brak. wszystkie szafki zajęte, a ja nadal kupuję, bo "takich jeszcze nie mam" xd
a i tak nadal brakuje mi paru rzeczy.

uwielbiam ten deser. ale na ciepło, z odpowiednim sosem. albo gałką lodów ;]

Ag said...

Nigdy nie jadłam, a wygląda kusząco. Też lubię ciasta prosto z blachy. Mają wtedy taki domowy smak :)

Atria C. said...

A ja nie dość że nigdy nie jadłam, to nawet nie wiem jak to się wymawia poprawnie ;), nie mówiąc o tym że nie mam pojęcia jak powinna wyglądać taka foremka:) Ja mam małą foremkę do zapiekania z Duki i świetnie się sprawdza w większośći przypadków:) (no.. i parę ramekinków, ceramiczną formę do tarty i takie tam głupoty:))